Korporacje taksówkarskie usilnie walczą z firmami typu Uber czy Taxify, które pośredniczą pomiędzy kierowcami a klientami. Taksówkarze przekonują, że Uber nie płaci Polsce podatków, a "jego" kierowcy nie mają licencji. Zwolennicy Ubera argumentują, ze ich przejazdy są kilkukrotnie tańsze od zwykłych taksówek, a klienci z góry znają szacowany koszt i trasę przejazdu. A dodatkowo mogę za pomocą aplikacji mobilnej ocenić kierowcę.
Zobacz koniecznie: Nawet o 99 proc. mniejszy rachunek za taksówkę
W tle tego sporu rząd Beaty Szydło planuje nowelizację ustawy o zmianie ustawy o transporcie drogowym. W uzasadnieniu projektu możemy przeczytać, że ma być odpowiedzią na działalność podmiotów, które świadczą usługi polegające na przewozie osób, które odbywają się za pomocą aplikacji mobilnych, pomiędzy pasażerami a kierowcami. Z jej zapisów wyłania się chęć sporego ograniczenia działalności firm typu Uber.
Nie czekając na ustawę, warszawska korporacja Sawa Taxi poinformowała o wprowadzeniu dodatkowej opłaty w kwocie 10 zł. Opłaci ją każdy z klientów, który telefonicznie zamówi przejazd w porannych lub popołudniowych godzinach szczytu (7:30-10 i 16-18). Oznacza to, że w tym przedziale czasowym zamawiający taxi zapłaci już 18 zł na wejściu do samochodu (8 zł to standardowa kwota za tzw. trzaśnięcie drzwiami w tradycyjnych taksówkach).
— Krzysztof Berenda (@k_berenda) 23 października 2017
Sprawdź również: Taxi kontra Uber [PORÓWNANIE KOSZTÓW DZIAŁALNOŚCI]
Czytaj także: Przejechał tą samą trasę Uberem i taksówką. Za taxi zapłacił 3 razy więcej!