To miała być pewnego rodzaju pomocna dłoń wyciągnięta przez PiS dla swoich byłych parlamentarzystów – Krystyna Pawłowicz nie kandydowała w wyborach, a Stanisław Piotrowicz uzyskał za mało głosów. Finansowym ratunkiem dla nich, a także dla Elżbiety Chojnej-Duch mogło być członkostwo w Trybunale Konstytucyjnym. Zarobki sędziów TK są bowiem imponujące, a do tego mają liczne przywileje.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Tyle policjanci dostają na wyżywienie. Nie uwierzysz, za ile mają jeść na służbie
Miesięcznie zarówno Krystyna Pawłowicz, Stanisław Piotrowicz jak i Elżbieta Chojna-Duch mogliby zarobić przeszło 22 tys. złotych brutto. Niemal dekada kadencji TK i każde z nich zgarnęłoby ponad 2 mln złotych „na głowę”. Jeszcze dodatek stażowy, który może wynosić aż 20 proc. wynagrodzenia zasadniczego, a na odchodne, przechodząc w stan spoczynku, Krystyna Pawłowicz, Stanisław Piotrowicz i Elżbieta Chojna-Duch dostaliby sześciomiesięczną odprawę, czyli ponad 120 tys. złotych i do końca życia miesięcznie 75 proc. ostatniego uposażenia. Nie zapominajmy też o licznych „bonusach”: bezpłatne zakwaterowanie w Warszawie, służbowy samochód do dyspozycji czy nagrody jubileuszowe.
Czemu więc kandydatury byłych parlamentarzystów PiS poszły do kosza?
- Wybór trzech sędziów Trybunału Konstytucyjnego nastąpi w nowej kadencji Sejmu, a to oznacza, że kandydaci będą zgłaszani na nowo – poinformował na konferencji prasowej dyrektor Centrum Informacyjnego Sejmu Andrzej Grzegrzółka.
Oznacza to, że PiS będzie mógł (ale nie musi) ponownie zgłosić kontrowersyjne kandydatury Pawłowicz i Piotrowicza, a także Chojnej-Duch dopiero po rozpoczęciu się IX. Kadencji Sejmu, czyli 12 listopada. Czy wielka kasa przejdzie byłej posłance i byłemu posłowi PiS koło nosa? Decyzja zależy od PiS.