Część ustaw przyjętych za trzeciej kadencji Putina ogranicza dostęp do informacji, uderzając w niezależne media. W sprawie tych zmian, w tym dotyczących Internetu, Rosjanie nie demonstrowali, chociaż historia dowiodła, że nie są z natury bezwolni i obojętni. Na przełomie lat 80. i 90. na opozycyjne wiece przychodziło ich nawet 250 tys., a demokratów, pośród których był Andriej Sacharow wspierał na moskiewskim Placu Maneżowym milionowy tłum. Putin z satysfakcją przyjął informację o tym, że aż 80 proc. obywateli kształtuje swoje wyobrażenia na podstawie tego, co zobaczy w TV. Mianował więc szefów stacji Kanał 1, Rossiji, NTW i trzech regionalnych o wielkim zasięgu, oczekując zdyscyplinowania wobec władzy. Dzisiaj to, co się w nich mówi określa się mianem "świata alternatywnego". Putin i w ogóle władza w Rosji wmawia narodowi, że jest tak, jak nie jest, wygadując bzdury, które ludzie łykają jak pelikany, chociaż powinien je odrzucić przeciętny idiota.
Car jest dobry
Kreml wie, że Rosjanie od zawsze wierzą w szlachetność przywódców, otoczonych przez złych urzędników, odcinających ich od informacji albo uciekających się do samowolki. W ZSRR podczas państwowych uroczystości przywódcy dostawali przemycone w kwiatach wiadomości o tym, co w kraju dzieje się naprawdę. Dzisiaj senator Aleksiej Puszkow jest bohaterem mediów, ponieważ publicznie neguje zbrodnię w Katyniu. Nawet ci, których nie jest w stanie przekonać, łapią się na informacje w stylu rozpowszechnianych już dawno przez urzędników obu Mikołajów Romanowów, że car jest dobry, a jeśli coś idzie nie tak, winni są bojarzy. Medialni wyrobnicy Putina przekonują, że Katyń był samowolką enkawudzistów, a Stalin o niczym nie wiedział. Putin mówi dużo o faszystach zagrażających Rosji, bez mrugnięcia świńskich oczek określając tym mianem demokratów i liberałów.
Potęga i chwała
Dwie największe gazety – „Komsomolskaja Prawda” i „Komsomolec” są uniżenie lojalne wobec prezydenta. Kto na antenie napomknie choćby o wolności słowa, ten znika z mediów, po czym się go szkaluje, aby taką ideę powiązać z korupcją. Podczas gdy nazywanie "wrogów" faszystami trwa w Rosji w najlepsze, jej ustrój publicyści zaczęli nazywać "raszyzmem", znajdując między państwami Putina i Hitlera znaczące podobieństwa. Putin podsyca marzenia Rosjan o potędze i chwale ZSRR. Mówi: "Ukraina, Białoruś i Kazachstan znów będą nasze”. Doskonale wie, że tęsknią oni za czasami, gdy ich mocarstwo wysłało na orbitę pierwszy sputnik, a Jurij Gagarin był pionierem kosmonautyki. Dlatego nie pozwolił na pochowanie Lenina. I chociaż Cerkiew nie była z tego zadowolona, po uzależnieniu od Kremla nazwała imieniem prezydenta dzwon katedry w Siergijew Posadzie – rosyjskiej Częstochowie. "Koszarowy" język prezydenta uwielbiają kobiety. "Dopadniemy terrorystów nawet w kiblu" – obiecywał, a Rosjanom spodobało się też, gdy stwierdził: „Trzeba komuś mózg wymienić, a nie zmieniać konstytucję”.
Wojskowi i emeryci
Jak ustalił sztab wyborczy kandydata na panującego, jego wyborcami są przede wszystkim wojskowi i emeryci. Dla tych drugich, materialnie bardzo nisko sytuowanych, demokracja, prawa człowieka i swobody obywatelskie nie mają żadnego znaczenia. Chcą lepszych warunków życia, co Putin wielokrotnie kłamliwie im obiecywał. Poza tym na użytek osób starszych robi publiczne przedstawienia, w trakcie których beszta dygnitarzy i oligarchów, z którymi wcześniej ustala, że potrzebuje zrobić z nich diermo (gówno). Ale nie za darmo. Np. miliarder Oleg Dierepaska zgodził się przełknąć upokorzenie w zamian za kilka miliardów kredytu z funduszu stabilizacyjnego.
Siła i słabość
Narodowi podoba się, że Putin, choć w olśniewających salach Kremla, zachowuje się jak człowiek prosty, wychowany na zwykłym podwórku. "Szpanowanie" prezydenta polowaniami, jazdą na motocyklach, szusowaniem na nartach i sztukami walki budzi zachwyt młodszych wyborców. A co do jego olśniewających włości i majątku – albo się w to nie wierzy, albo uważa się, że na nie zasłużył. Ludzie rozczarowani swoim państwem, a naprawdę państwem prezydenta, organizują co najwyżej kilkutysięczne demonstracje, przemilczane i nie pokazywane w mediach. Władcy Rosji patrzą na świat w kategoriach siły i słabości i nie jest im wstyd wobec Zachodu, który nazywa to przywiązaniem do skompromitowanych stosunków międzynarodowych XIX i XX w. Ważne, że dla dla swojego ludu mają nacjonalizm oraz zapowiedź powrotu do statusu supermocarstwa, podczas gdy świat będzie coraz dalej. To dlatego poparcie dla aneksji Krymu (w 2014 r. ) było powszechne. Obywatele, bez przerwy poddawani praniu mózgu, uznali, że stało się dobrze .Dla władzy był to chwyt przedwyborczy. Zastanawiała się, jak bardzo będzie musiała zmanipulować wybory, skoro rosyjska gospodarka upadała, a na obiekty olimpijskie wznoszone przez znajomych oligarchów Putin wydał 50 mld dolarów.
Putin i kosmici
Pisarz Dmitrij Głuchowski jest autorem opowiadań, które uchodzą za science fiction. Prezydent ma w nich status pół-boga, rząd władzę absolutną, media to machina propagandowa, a politycy to mafia. W jednym z nich opisane jest lądowanie kosmitów w centrum Moskwy, co przechodzi bez echa. Powód? Żadnej ze stacji telewizyjnych temat nie zainteresował, bo wszystkie były pochłonięte relacjonowaniem dnia pracy Putina. Rządowi, z błogosławieństwem Putina, zależy na tym, aby w przeciętnym Rosjaninie "zgasić człowieczeństwo a rozpalić bestię" żądającą dziejowej sprawiedliwości i walki z krewnymi, którzy przeciw dyktaturze mafii potrafili się zbuntować. Tym bardziej, że, jak zapewniał Putin, rewolucję na Ukrainie wygrali faszyści. Wcześniej przekonał niepewnych, że Krym trzeba odzyskać, bo przejmą go naziści popierani przez NATO.Historia uczy, że Rosjanie często mylili pojęcia bania się i poważania kogoś. Dla nich powiedzieć, że Rosja jest w świecie szanowana, to przyznać, że budzi strach. Właśnie strachem swojego narodu zarządza Putin. Ludzie w Rosji są przekonani, że gdyby nie rządził silną ręką, byłoby tragicznie.
Zdrajcy narodu
Zdołał im wmówić, że Rosjanie zostali zdradzeni przez wszystkich dawnych sojuszników, a Zachód traktuje ich z wyższością, "jak jeńców wojennych". Jednak mimo horrendalnej korupcji w kraju, jest się też z czego cieszyć. Mianowicie ze wspaniałego Władimira Władimirowicza oraz odzyskania Krymu.Kiedyś mogłyby to poddać w wątpliwość media internetowe, ale teraz mediów niezależnych od Kremla już w Rosji nie ma. Albo wykupili je oligarchowie zaprzyjaźnieni z prezydentem, albo zamknięto je z wykorzystaniem przepisów, według których "zamknąć można jakiekolwiek media uznane za ekstremistyczne. Zachód śledzący rosyjskie "audycje informacyjne" zauważa, że używa się w nich sloganów z czasów ZSRR i zimnej wojny. Hitler miał obsesję na punkcie Nationalverräter (zdrajców narodu), a Putin również nadużywa tego określenia. Nazwał tak np. obywateli protestujących przeciw aneksji Krymu.
Groźba faszyzmu
Rosyjska propaganda od rana do wieczora atakuje z odbiorników, zadomowiając się w głowach obywateli. Jak prawdę objawioną przyjęli oni choćby uznanie przez Putina rozpadu ZSRR za „największą geopolityczną katastrofę XX w.”. W grudniu 1991 r. "kilku mężczyzn w Puszczy Białowieskiej podpisało przy wódce wyrok śmierci na ostatnie europejskie imperium" – przemawiał z goryczą. System, którym kontroluje obywateli, Kreml opiera m.i na konstruowaniu wroga zewnętrznego. Do takich wrogów zalicza USA i UE, podczas gdy wrogiem wewnętrznym pozostają organizacje pozarządowe.Zachodnią demokrację Putin wiąże z groźbą faszyzmu, a despotyczną władzę w Rosji nazywa „doskonaleniem demokracji”. To, co słychać ostatnio, to wywody o faszystowskim puczu i konieczności chronienia przed nim siłą Rosjan mieszkających na Ukrainie.Wszelki bunt tłumi się systemowo. "Antywojenni" muszą się bać. Z powodu demonstracyjnie pacyfistycznego stosunku do rewolucji na Ukrainie, aresztowano w Rosji ponad 7,5 tys. osób. Na wypadek masowych protestów Kreml ma dubinki (pałki szturmowe) i paralizatory. Dla dysydentów kulę, która padnie nie wiadomo skąd. Albo paragraf, bo ten zawsze się znajdzie.