Pulsoksymetr to w tej chwili towar bardzo deficytowy. Urządzenia błyskawicznie znikają z aptek internetowych! Wszystko za sprawą wypowiedzi ministra zdrowia Adama Niedzielskiego podczas konferencji prasowej. Polityk zapowiedział, że pulsoksymetry będą wykorzystywane w opiece nad pacjentami chorymi na koronawirusa, ale skąpo lub bezobjawowymi. Otrzymają je osoby, które nie wymagają hospitalizacji i leczą się w domu. O tym, czy dany pacjent otrzyma taki sprzęt, zadecyduje lekarz rodzinny. Tymczasem Polacy sami zaczęli kupować pulsoksymetry. W aptekach i hurtowniach już ich brakuje, a ceny w internecie zaczęły dramatycznie rosnąć.
ZOBACZ TEŻ: Lockdown. Zamknięte sklepy. Czy IKEA jest czynna?
Istnieją dwa rodzaje pulsoksymetrów: nadgarstkowy i napalcowy. Najpopularniejszy jest pulsoksymetr napalcowy, który jest też zdecydowanie tańszy. Standardowa cena, dobrej jakości pulsoksymetru napalcowego wynosi około 150 zł. Najtańsze pulsoksymetry dostępne w aptekach to koszt około 70 - 90 zł. Niestety, tych już na aptecznych półkach brakuje. Oczywiście można sprowadzić przez internet dużo tańszą wersję z Chin - ok. 35 zł - jednak nie jest to gwarancja dobrej jakości sprzętu. Pulsoksymetr lepszej jakości od renomowanego producenta to już wydatek rzędu około 300 zł. Duży popyt na ten produkt sprawił jednak, że ceny poszły ostro w górę. W internecie za pulsykometr w tym momencie trzeba zapłacić nawet 600 zł.
Czemu służy pulsoksymetr? Sprzęt umożliwia pomiar w dosłownie kilka sekund poziomu saturacji, czyli wysycenia krwi tlenem. U zdrowej osoby jej normy wynoszą 95-98 procent (u osób starszych 94-98 procent). W pierwszej i mniej groźnej fazie COVID-19 również powinny się one mieścić w tym zakresie. W przypadku, kiedy wskaźniki spadną, pacjent powinien skontaktować się z lekarzem. Może to oznaczać, że jego stan zdrowia wymaga hospitalizacji.
SPRAWDŹ TAKŻE: Na jaki samochód stać polską rodzinę? Policzy to specjalny kalkulator