Jak pisze „Dziennik Gazeta Prawna”, podręczniki stały się towarem deficytowym. Aby je zakupić często należy złożyć stosowne zamówienie już kilka dni wcześniej. Podobnie jest w sklepach internetowych gdzie na wysyłkę trzeba czekać nawet do tygodnia czasu. Pierwszy raz od lat dla rodziców większym problemem jest dostępność książek niż ich wysoka cena.
Problem w szczególności dotyka dzieci uczące się w szkołach niepublicznych, które nie otrzymują darmowych podręczników z budżetu państwa. Książki potrzebne są także dla w zerówkach, podstawa programowa wymaga aby sześciolatki rozpoczęły tam naukę czytania pisania, a podręczniki dla nich nie są objęte dopłatami MEN.
Zdarza się, że wydawca nie robi dodruków ćwiczeń na wolny rynek co powoduje problemy ze znalezieniem wymaganego przez szkołę eglemplarza. Jak mówi jeden z pracowników księgarni Aneks w Warszawie dla „Dziennika Gazety Prawnej” często zmuszeni są do odsyłania rodziców z kwitkiem, dając nadzieję, że dostawę w przyszłym tygodniu. Obecne prawo zabrania szkołom biorącym udział w programie darmowych podręczników wymuszać na rodzicach kupno dodatkowych książek. Niestety, w wielu placówkach jest inaczej. Dyrektorzy skarżą się, że dopłaty nie starczają na zakup wszystkich podręczników.
Wydawcy odbijają piłeczkę. Twierdzą, ża i tak dla rządowego programu mocno obniżyli koszty. W wielu szkołach dzieci otrzymują bezpłatne podręczniki jedynie z języka polskiego i matematyki, a za resztę muszą płacić rodzice. Ministerstwo Edukacji Narodowej apeluje aby w takich przypadkach zgłaszać się do kuratoriów.