- Dostawałem wynagrodzenie nieprzekraczające 7 tys. zł. Dla osoby z moim wykształceniem i doświadczeniem zarobki w tej wysokości nie są satysfakcjonujące - stwierdził w rozmowie z "Menedżerem Zdrowia" Piotr Warczyński, który w styczniu przestał pełnić funkcję wiceministra w resorcie zdrowia. - Kusi powrót do zawodu lekarza, bo gwarantuje to co najmniej trzykrotny wzrost zarobków - dodał.
Zobacz również: Szef gabinetu politycznego resortu finansów zarabia więcej niż wiceminister
Piotr Warczyński procował w resorcie w trzech rządach. Najpierw w gabinecie Donalda Tuska, następnie Ewy Kopacz i ostatnio dla Beaty Szydło. Z pracy zrezygnował 25 stycznia tego roku. Wraz z nim odszedł wówczas również wiceminister Jarosław Pinkas. Teraz były już wiceminister zdradza, że czynniki finansowe przeważyły o jego odejściu.
- Byłem wiceministrem, który dostawał co miesiąc wynagrodzenie nieprzekraczające 7 tys. zł. Dla osoby, która ukończyła trudne studia, uzyskała stopień naukowy, ma na swoim koncie pięć dodatkowych fakultetów i wieloletnie doświadczenie zawodowe, zarobki w tej wysokości nie są satysfakcjonujące - stwierdził Warczyński w wywiadzie. - Przez ponad trzy lata bycia ministrem wydałem wszystkie swoje oszczędności i zorientowałem się, że za jakiś czas nie będę w stanie spłacać rat kredytu wziętego na codzienne życie - dodał.
Jak tłumaczył, jako urzędnik państwowy był pozbawiony możliwości uzupełniania swoich zarobków, a pensje nie były wystarczająco zwiększane.
- Mniej więcej od 2006 roku wszyscy urzędnicy państwowi na stanowiskach wyższych zostali pozbawieni możliwości dodatkowej działalności. Do 2009 roku corocznie waloryzowano ich zarobki zgodnie z inflacją. Od tego roku fundusze na wynagrodzenia zostały zamrożone - mówił Warczyński.
Dla porównania współpracownik Antoniego Macierewicza i zarazem rzecznik MON - Bartłomiej Misiewicz, otrzymuje 12 tys. zł brutto. To tym bardziej zaskakujące, gdyż 27-latek nie posiada wyższego wykształcenia, a jego doświadczenie zawodowe ogranicza się do pracy w podwarszawskiej aptece.
Sprawdź także: Ile zarabia Bartłomiej Misiewicz w Ministerstwie Obrony Narodowej
Temat zarobków dla urzędników państwowych oraz polityków powraca jak bumerang i za każdym razem wywołuje spore emocje. Gdy w ubiegłym roku część polityków PiS próbowała ustawowo podnieść uposażenie dla parlamentarzystów i pracowników administracji państwowej, inicjatywa błyskawicznie została storpedowana przez kierownictwo partii rządzącej.
W poprzedniej kadencji Sejmu, za sprawą nielegalnych podsłuchów polityków, na światło dzienne wyszedł komentarz nt. zarobków minister Elżbiety Bieńkowskiej, która stwierdziła, że za 6 tysięcy może pracować "albo złodziej, albo idiota". - To niemożliwe, żeby ktoś za tyle pracował - mówiła podsłuchana była minister.
Źródło: "Menadżer Zdrowia"