„Fakt”, „Gazeta Wyborcza” i „Super Express” - to obecnie trzy najbardziej poczytne dzienniki w Polsce. W 2015 r. każdego dnia łącznie sprzedawano je w ponad 600 tys. egzemplarzy! W czasach, w których czytelnictwo leci na łeb na szyję to imponujący wynik, a to jeszcze nie wszystko. Są też przecież inne dzienniki, gazety regionalne, tygodniki, miesięczniki, kwartalniki… I nawet jeśli ich sprzedaż nie przynosi takich zysków, jakich oczekują koncerny medialne, to nie da się ukryć, że prasa wciąż jest przedstawicielem tzw. IV władzy i ma ogromny wpływ na opinię publiczną.
ZOBACZ TEŻ: Tak się święcił 1 Maja w PRL-u. Wspomnienia naszych czytelników
Tym bardziej dziwi fakt, że gazety do dziś działają w oparciu o prawo prasowe uchwalone w 1984 r., kiedy doskonale miała się cenzura i tytułom prasowym było bliżej do tub propagandowych niż rzetelnych źródeł informacji. Złośliwi twierdzą, że do dziś w tej kwestii niewiele się zmieniło, a ich opinii trudno się dziwić, patrząc przynajmniej na drugi artykuł prawa prasowego, który mówi, że „organy państwowe zgodnie z Konstytucją PRL stwarzają prasie warunki niezbędne do wykonywania jej funkcji i zadań”. Dosłownie kilka linijek wyżej, w artykule pierwszym, pada już obecna nazwa naszego kraju, czyli Rzeczpospolita Polska. Którą Konstytucją powinni więc kierować się dziennikarze – obecną, z 1997 r., czy może PRL-owską? Dlaczego mimo wielu nowelizacji prawa prasowego rządzący nigdy nie zdecydowali się na wyrugowanie PRL-u z ustawy? - Też nie rozumiem tej sytuacji – przyznaje dr Michał Zaremba z Instytutu Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego, specjalista w zakresie prawa prasowego. - Tyle razy można było to poprawić, a nikt się tym nie zajął – dodaje.
- To, że w prawie prasowym padają dwie różne nazwy państwa, oczywiście razi i źle świadczy o polskich ustawodawcach, ale z punktu widzenia prawa nie jest to wielki problem. To kwestia interpretacji – mówi ekspert. A więc w tym przypadku można być spokojnym. Mimo niejasnych zapisów, dziennikarzy dotyczy prawo RP, a nie PRL. Artykuł drugi nie jest jednak jedynym, z którego komuna nie została usunięta. Jest jeszcze bardzo kontrowersyjny artykuł dwudziesty piąty. Mówi on wyraźnie, że „redaktorem naczelnym dziennika lub czasopisma nie może być osoba skazana za zbrodnie przeciwko podstawowym interesom politycznym i gospodarczym Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, jeżeli nie upłynął okres 10 lat od zakończenia odbywania kary, oraz osoba skazana za występki tego samego rodzaju, jeżeli nie upłynął okres 3 lat od zakończenia odbywania kary”. Kiedy czyta się ten szokujący zapis we wciąż obowiązującej ustawie, na myśl przychodzi od razu przypadek redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej”.
ZOBACZ TEŻ: III Rzesza dała nam więcej autostrad niż PRL
Adam Michnik kieruje tym dziennikiem nieprzerwanie od 1989 r. Wcześniej, w 1985 r., został skazany na trzy lata więzienia za planowanie strajku w Stoczni Gdańskiej i udział w konspiracyjnym posiedzeniu. Komuniści wypuścili go na mocy amnestii w 1986 r. Z punktu widzenia ówczesnego prawa jego zachowanie było zbrodnią, w dodatku uderzającą w PRL. Czy do połowy lat 90-tych Michnik kierował więc „Gazetą Wyborczą” nielegalnie?! - Przytoczony przykład redaktora Michnika jest, oczywiście, jedynie ciekawostką. W końcu to, że jest on naczelnym gazety, musiał zaakceptować sąd rejestrowy, a więc wszystko powinno być w porządku. Artykuł dwudziesty piąty to po prostu kolejne rażące sformułowanie w ustawie – mówi dr Zaremba. I faktycznie, co do legalności stanowiska Michnika nie można mieć żadnych zastrzeżeń. Wynika to z ustawy z 1989 r. „O przebaczeniu i puszczeniu w niepamięć niektórych przestępstw i wykroczeń”, która stwierdza, że osobę skazaną ze względów politycznych traktuje się jak niekaraną. Sam jednak fakt, że prawo prasowe może kierować podejrzenia na niewinnego człowieka, przyprawia o gęsią skórkę.
Według Zaremby, zapisy dotyczące PRL-u powinny jak najszybciej zniknąć z ustawy, ale nie są jej największym problemem. - W prawie prasowym znajdują się przepisy nie do pogodzenia z europejskimi standardami wolności słowa. Mam tu na myśli zapis dotyczący autoryzacji – wskazuje Zaremba. - Artykuł czternasty mówi, że „dziennikarz nie może odmówić osobie udzielającej informacji autoryzacji dosłownie cytowanej wypowiedzi, o ile nie była uprzednio publikowana”. Nasz kraj jest bodaj jedynym na świecie, może oprócz Białorusi, w którym istnieje oficjalny zapis o autoryzacji wypowiedzi. Nie ma więc sensu, by dziennikarz chciał uzyskać od polityka ważne informacje, bo ten i tak później może nie zgodzić się na ich zacytowanie – podkreśla ekspert.
ZOBACZ TEŻ: 1 Maja to wcale nie komunistyczne święto!
- Jakie wypowiedzi trafiły do kosza i jakby wyglądała Polska, gdyby autoryzacji nie było? O jakich rzeczach byśmy się dowiedzieli? Czy nie żyjemy w rzeczywistości sztucznie wykreowanej? - zastanawia się Zaremba. Jego zdaniem prawo prasowe utrzymuje się bez gruntownej nowelizacji, dlatego że tak jest wygodnie kolejnym ekipom rządzącym. Z kolei wydawcy i dziennikarze nie naciskają na duże zmiany, bo boją się, że, jeśli politycy się za nie zabiorą, powstanie jeszcze gorszy, bardziej restrykcyjny twór. Choć rewolucji w prawie prasowym do tej pory nie było, na przestrzeni 26 lat zmieniano je wielokrotnie. Ostatnia nowelizacja została przeprowadzona w 2013 r., kiedy u władzy była Platforma Obywatelska. W trakcie rządów tej partii zmian w przepisach regulujących działalność prasy dokonywano jeszcze w 2010, 2011 i 2012 r. Co więc robi tam do tej pory nieszczęsny PRL?
- Zapewniam, że nie wynika to z sympatii do minionego ustroju – mówi posłanka PO, Iwona Śledzińska-Katarasińska, która przed zmianą władzy kierowała sejmową Komisją Kultury i Środków Przekazu pracującą nad nowelizacjami prawa prasowego. Obecnie jest jej wiceprzewodniczącą. - Zapisy dotyczące Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej po prostu umknęły uwadze właściwie wszystkich. Można za to winić cały parlament. Faktycznie, nie ma żadnych powodów, by się one utrzymywały – podkreśla posłanka. - Myśleliśmy nad całościową zmianą prawa prasowego, bo nie przystaje ono do rzeczywistości. Wtedy „wyleciałby” i ten PRL, ale zostało to odłożone, bo każdy ma swoją koncepcję ustawy i nie można było dojść do porozumienia. Zarówno politycy, przedstawiciele świata mediów, jak i prawnicy, z którymi dyskutowaliśmy, zgłaszali swoje propozycje. Jedni chcieliby dla prasy absolutnej wolności, drudzy wręcz przeciwnie. Jeśli w takich kwestiach nie można uzyskać zgody, a prasa funkcjonowała i nie działo się nic strasznego, nie było powodu się upierać i toczyć bojów o zmiany – tłumaczy Śledzińska-Katarasińska. Podkreśla, że trudno jej powiedzieć, czy PO zgłosi jakieś propozycje zmian w prawie prasowym, bo na razie na tapecie są raczej media audiowizualne.
ZOBACZ TEŻ: Będziesz zwolniony z opłaty audiowizualnej, jeśli dostajesz 500 zł na dziecko
Nie da się ukryć, że temat zmian w mediach publicznych, po tym jak wybory wygrało Prawo i Sprawiedliwość, stał się niezwykle gorący. Partia rządząca podkreśla, że stawia na tzw. media narodowe, które miałaby za zadanie tworzyć m.in. produkcje historyczne pokazujące Polskę w jak najlepszym świetle. A w takim okres PRL-u raczej jej nie stawia. Czy szykuje się więc poważna nowelizacja prawa prasowego? To pytanie chcieliśmy zadać poseł Elżbiecie Kruk z PiS, która jest aktualną przewodniczącą Komisji Kultury. Kruk wstępnie zgodziła się z nami porozmawiać na temat prawa prasowego, ale tłumaczyła, że jest bardzo zajęta i prosi o telefon w innym terminie. Później już jednak, mimo wielokrotnych prób kontaktu, nie podnosiła słuchawki. Ewentualne plany PiS co do prawa prasowego pozostają więc na razie tajemnicą. A widmo komuny, jak w ustawie straszyło, tak straszy.
Informacje dotyczące sprzedaży dzienników pochodzą z serwisu wirtualnemedia.pl
Dlaczego nikt nie wykreślił PRL-u z Prawa prasowego?
„Organy państwowe zgodnie z Konstytucją Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej stwarzają prasie warunki niezbędne do wykonywania jej funkcji i zadań” - choć trudno w to uwierzyć, powyższe sformułowanie to fragment wciąż obowiązującego w Polsce prawa prasowego! Podobnych „smaczków” jest w całym dokumencie więcej. Dlaczego funkcjonują mimo zmiany ustroju?