Miał 55-lat, nie chorował przewlekle, ale dwa lata temu umarł na SOR-ze. Jak podaje serwis trojmiasto.pl, 4 kwietnia 2018 roku pan Jacek zgłosił się do Szpitala Wincentego a Paulo w Gdyni, skarżąc się na ostry ból brzucha oraz wymioty. Niestety, diagnozowany był pod kątem chorób brzucha, a tymczasem umierał na zawał mięśnia sercowego. Niestety, pacjent po kilku godzinach oczekiwania na ostateczną diagnozę i podjęcie leczenia, zmarł. Teraz jego rodzina domaga się odszkodowania od lecznicy i skierowała sprawę do Wojewódzkiej Komisji ds. Orzekania o Zdarzeniach Medycznych w Gdańsku. Ta jak donosi portal, ustaliła, że mężczyzna zmarł, bo pracownicy SOR-u zignorowali objawy postępującego zawału mięśnia sercowego. Teoretycznie mogłaby to być podstawa do wypłacenia godnego odszkodowania. Tymczasem nie jest to takie proste.
Szpital zaproponował rodzinie pana Jacka zadośćuczynienie w wysokości 2 tys. złotych. Jak to możliwe? W serwisie trojmiasto.pl czytamy następujące wyjaśnienie rzeczniczki spółki Szpitale Pomorskie: Bardzo współczujemy rodzinie pacjenta, ale w czasie toczącego się postępowania przed Wojewódzką Komisją do spraw Orzekania o Zdarzeniach Medycznych w Gdańsku biegły stwierdził w swojej opinii, że diagnostyka wykonana przy przyjęciu pacjenta w Szpitalu św. Wincentego a Paulo w Gdyni była adekwatna do stanu pacjenta. W sprawie była wydana korzystna opinia biegłego, stwierdzająca, że przyczyna śmierci miała charakter ostry i że nie było związku pomiędzy zarzutami, które formułuje rodzina, a zgonem. Mimo to komisja orzekła - do czego ma prawo - że doszło do zdarzenia medycznego. W tym stanie rzeczy nie mieliśmy żadnych podstaw, by rozważać proponowanie skarżącym ugody, mieliśmy natomiast obowiązek formalny wystąpić z propozycją kwotową. Co istotne, postępowanie przed Komisją nie prowadzi do przyznania przez ten organ jakiejkolwiek kwoty.
Zobacz: Dramat w polskich szpitalach