Jedzenie w szpitalu dla pacjentów powinno być pełnowartościowe, czyli zapewnić choremu wszystkie potrzebne do funkcjonowania i powrotu do zdrowia składniki odżywcze. Od lat jednak na szpitalnych posiłkach zarabiają przede wszystkim sklepy w okolicy szpitala i te mieszczące się na jego terenie. Powód? Jedzenie serwowane w publicznych placówkach pozostawia wiele do życzenia i bliscy pacjentów lub oni sami dokupują żywność „na zewnątrz”.
UWAGA! Gigantyczne kary z NFZ i ZUS! Sprawdź, czy musisz zapłacić
Sytuacja jednak zmieniła się, gdy szpitale w Polsce ze względu na Covid-19 wprowadziły obostrzenia. Zakaz odwiedzin przez bliskich oraz opuszczania oddziału przez pacjentów sprawia, że często szpitalny posiłek jest jedynym, jaki pacjent NFZ może zjeść. Problem w tym, że jedzeniem ciężko to nazwać.
NIE UWIERZYSZ! Kaczyński POZBAWIONY PRAW emerytalnych?! OGROMNE kłopoty prezesa PiS! Będzie musiał posłuchać
Jak więc wygląda jedzenie w szpitalu w Polsce? Twarda jak kamień kajzerka, dwa plasterki szynki, kromka chleba i kawałek masła roślinnego. Cztery kawałki bułki, sałata, masło, kisiel. Kotlet warzywny z niedogotowanym kalafiorem w środku, surową bułką tartą, a do tego ziemniaki (częściowo tłuczone, częściowo w całości) i dwa małe brokuły. Herbata, a raczej napój barwiony herbatą, dla każdego pacjenta w szpitalu (poza cukrzykami) lekko posłodzony. Wody niegazowanej brak. To w skrócie opis tego, co nasz dziennikarz i inni pacjenci mieli serwowane do jedzenia w jednym z warszawskich szpitali.
Redaktor „Super Expressu” i „Super Biznesu” hospitalizowany jest od początku czerwca i gdyby nie fakt, że bliscy są w stanie dostarczyć mu jedzenie (przekazywane przez personel szpitala), ciężko by było z powrotem do pełni sił. Porcje dla każdego są takie same – dwie kanapeczki mają starczyć zarówno dorosłemu mężczyźnie przechodzącemu rehabilitację po ciężkim wypadku, jak i drobnej kobiecie, która zasłabła z przemęczenia i już wraca do zdrowia. Smak jedzenia w szpitalu to już zupełna zgroza.
- Trociny – krótko ocenia posiłek Roman, jeden z pacjentów przebywających w szpitalu. - Po dwóch tygodniach idzie się przyzwyczaić, ale nie do wielkości. Podjadam, co dostanę.
- Surowe, niedogotowane, mdłe – równie lakonicznie opisuje szpitalną żywność Sławomir. - Spróbowałem, podziękowałem. Jem tylko to, co mi rodzina przyniesie albo zamawiam dostawę.
To samo zdanie potwierdzały różni pacjenci na różnych oddziałach. Nawet pielęgniarki czy lekarze nie dziwili się, że pacjenci nie chcieli jeść szpitalnego jedzenia.
- Jeżeli nawet pacjent po udarze, któremu wszystko inne jest obojętne, krzywi się smakując szpitalnych posiłków, a zajada innymi, to coś jest nie tak – przyznaje karmiąca jednego z pacjentów pielęgniarka. - Zupy są już tak wodniste, że to woda z kilkoma kawałkami warzyw, a udko kurczaka jest tak miękkie, że nawet kość można przeżuć – dodaje inna osoba z personelu medycznego.
Jednak smak to najmniejszy problem. Zdarza się, że jedzenie w szpitalu może być pomylone. Nasz dziennikarz wielokrotnie dostał inną dietę, niż powinien. W jego przypadku złe jedzenie groziłoby tylko dyskomfortem. Jednak w przypadku pacjenta z alergią zły posiłek w szpitalu mógłby się skończyć tragicznie.
Kto za to odpowiada? Pacjenci zgodnie mówią, że nie mają najmniejszych pretensji do personelu szpitala, jego władz czy nawet kelnerek i kelnerów z zewnętrznej firmy, która serwuje jedzenie w szpitalu. Oni tylko wydają posiłki, opisane i oznaczone zgodnie z tym, co dostali. Błędy powstają już na starcie, podobnie jak niska jakość, smak i wielkość porcji. Za jedzenie w kilku warszawskich szpitalach odpowiada jedna firma cateringowa (obsługuje też wiele innych placówek NFZ w całej Polsce). Wygrała przetarg i każdy posiłek w szpitalu na Szaserów czy Wolskim będzie wychodził z ręki ich kucharzy. Podobnie jak każdy brak smaku, każda mała porcja i błąd w podpisaniu, która porcja odpowiada której diecie. Dlaczego jednak szpitale nie reagują, mimo że kontrola NIK wykazała problem już w 2018 roku?
- Za organizację świadczeń towarzyszących odpowiada kierownik placówki, w przypadku wyżywienia powinien korzystać z dietetyka – tłumaczył nam, po opublikowaniu raportu NIK, Piotr Kalinowski z Zespołu Prasowego NFZ Mazowsze. Wyjaśnił, że świadczeniem towarzyszącym jest właśnie m.in. szpitalne jedzenie czy zakwaterowanie. NFZ więc daje na określone procedury lecznicze, ale nie mówi, jaką kwotę należy przeznaczyć na jedzenie w szpitalu. O tym decyduje dyrektor placówki Mając jednak do wyboru leki czy sprzęt a jedzenie, często decyduje się on, by oszczędzać właśnie na szpitalnym jedzeniu.
Efekt? Zgodnie z ostatnim raportem jedzenie w szpitalu to koszt od 9,55 zł do 17,99 zł za dzień. W okolicy szpitala w centrum Warszawy za tyle można spokojnie zjeść porządny obiad w okolicznych punktach gastronomicznych. Trzeba też przypomnieć, że problem szpitalnego jedzenia trwa, gdy Ministerstwo Zdrowia i rząd Mateusza Morawieckiego realizują program zwiększania nakładów na ochronę zdrowia. Dobry posiłek to zaś podstawa zdrowia fizycznego i psychicznego.