Nauczyciele w całej Polsce grożą protestami. Domagają się podwyżek w wysokości 1000 złotych. Prezydent Andrzej Duda i premier Mateusz Morawiecki mają się spotkać w ich sprawie na wieczornej naradzie. Później przedstawiciele związków zawodowych nauczycieli i rządu mają się spotkać Radzie Dialogu społecznego. Ale już teraz wiadomo, że żądania nauczycieli nie zostaną spełnione.
- Na to (1000 złotych podwyżki – przyp. red.) dzisiaj budżetu państwa polskiego nie stać. Natomiast chcemy podnosić wynagrodzenia dla nauczycieli, bo to jest bardzo ważna grupa zawodowa – powiedział na antenie TVN24 Michał Dworczyk, szef KPRM i dodał, że nauczyciele słusznie domagają się podwyżek. - Ja też chciałbym, żebyśmy mogli spełnić ich oczekiwania, ale z tego tysiąca w tej chwili rząd jest w stanie przeznaczyć na podwyżki około 500 złotych. Średnio nauczyciele otrzymają około 500 złotych podwyżki – ocenił minister.
Reakcje rządu na zapowiadany protest są coraz bardziej nerwowe. W szkołach trwa obecnie referendum. Jeżeli większość zdecyduje, że do strajku musi dojść, to rozpocznie się on 8 kwietnia. Istnieje więc obawa, że protest może się zbiec z zaplanowanymi na kwiecień egzaminami gimnazjalnymi i egzaminami ósmoklasistów. Jeżeli się przedłuży, może trafić także na matury. Dodatkowo prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego, Sławomir Broniarz, zagroził, że w ramach protestu nauczyciele zablokują uczniom promocję do wyższych klas.
- Próbuje brać dzieci jako zakładników – stwierdził szef KPRM i dodał, że Broniarz w ten sposób straszy już nie tylko rząd, ale i rodziców uczniów. - Dobro dzieci jest najistotniejsze – ocenił minister.