Autorem projektu ustawy jest dr Mateusz Warchał, który prezentując jego zapisy zwracał uwagę, że nie jest to zakaz handlu, ale ograniczenie, które w Europie nie jest niczym szczególnym. Zdaniem Warchała nie wystarczy nowelizacja kodeksu pracy i innych ustaw, konieczna jest specjalna ustawa.
- Nasza inicjatywa ma na celu przede wszystkim poprawienie losu polskich pracowników pracujących w handlu – przekonywał Alfred Bujara.
Sprawdź także: Zakaz handlu w niedzielę: błogosławieństwo czy wyzysk?
Teraz rozpocznie się trzy miesięczna akcja zbierania podpisów pod projektem "Solidarności". Ustawa zakłada liczne wyłączenia dopuszczające handel w niedzielę np. na stacjach benzynowych, w kioskach, sklepach na dworcach autobusowych, kolejowych, portach lotniczych, strefach wolnocłowych, piekarniach, obiektach infrastruktury kryzysowej, szpitalach, szkołach.
Choć zakaz handlu - w różnych formach, funkcjonuje w wielu krajach UE, w Polsce wzbudza niemałe kontrowersje. Handlowcy i pracodawcy alarmują, że pomysł ten może spowodować straży dla branży i wzrost bezrobocia.
- Branża nie tylko nie straci, ale nawet zyska na naszym pomyśle - mówi w rozmowie z Superbiz.pl Marek Lewandowski, rzecznik prasowy NSZZ "Solidarność". Jego zdaniem obecna dobra koniunktura w gospodarce, to najlepszy czas na wprowadzenie ograniczenia handlu w niedzielę.
- Przykłady innych krajów pokazują, że tak się właśnie dzieje. Wystarczy spojrzeć na Węgry, gdzie wzrosły obroty w handlu - przekonuje Lewandowski. Dodaje jednak, że Budapeszt przywrócił w pełni handel w niedzielę, ale z innych powodów.
- Sami przedsiębiorcy nie są przeciwnikami handlu w niedzielę, bo tego dnia handel jest drogi, ale nie mogą się z tego wycofać, bo wszyscy przedsiębiorcy musieliby zrobić to samo - wyjaśnia rzecznik "Solidarności".
Czytaj koniecznie: Zakaz handlu w niedzielę nadal możliwy. "Solidarność" przedstawia projekt
Innego zdania jest Łukasz Kozłowski, ekspert ds. ekonomicznych Pracodawców RP, który w rozmowie z biznes.onet.pl przekonuje, że pracę mogłoby stracić nawet 25 tys. osób. - Choć redukcja etatów nie byłaby proporcjonalna do tego, o ile skrócony zostałby czas otwarcia sklepów, co wynikałoby ze zwiększonego zapotrzebowania na pracę w pozostałe dni tygodnia, pewna część pracowników byłaby narażona na utratę pracy. Szacunki wskazują na to, że zwolnionych mogłoby zostać około 25 tys. osób – mówi Kozłowski.
Jeszcze bardziej pesymistyczne są dane firmy doradczej PwC, która uważa, że zatrudnienie w branży handlowej po wprowadzeniu zakazu mogłoby skurczyć się o 7 proc. - pracę straciłoby od 62,3 tys. do 85,5 tys. osób.