„Super Express”: Mamy pandemię i wydaje się, że powiedzenie „klient nasz pan” nabrało wreszcie prawidłowego znaczenia. Wchodzisz do sklepu, jesteś mile widziany. Przetrwa ten dobry obyczaj zarazę?
Marek Wojciechowski: Powinien! Jestem dziwnie spokojny, że ten trudny czas, nauczył ludzi biznesu prawdziwej pokory oraz szacunku wobec klienta. Wcześniej różnie z tym bywało. Dekady szalonej konsumpcji, często beztroskiego szybkiego zarabiania i bogacenia, wszystko to sprawiało, że bardzo często klienta traktowano jak nierozważne dziecko, wręcz głupka, któremu można wcisnąć wszystko. A jeśli nie chciał, to jego strata, bo w kolejce stał następny. Koronawirus – i wszystko co z nim związane – boleśnie pokazał, że w którymś momencie klienta może po prostu zabraknąć. A wtedy nasz biznes, dający nam dobrobyt, bogactwo i uznanie, bez tego właśnie klienta i jego pieniędzy rozsypuje się jak domek z kart.
Tak generalnie rzecz ujmując: zaraza zmieni handel, biznes, nasze zawodowe funkcjonowanie?
Już zmieniły i wszyscy tego codziennie doświadczamy. Doświadczamy choćby znaczenia i przeznaczenia internetu. Do epidemii dla większości użytkowników kojarzył się z rozrywką, a dla niewielu, albo dla zbyt niewielu z funkcjonalnym narzędziem mogącym ułatwić życie w tak prozaicznych czynnościach, jak choćby zakupy. Do niedawna wizyta w sklepie, to była lepsza forma kupowania czegoś niż przez internet...
Może dlatego, że dla nieco starszego pokolenia, wcale nie takiego wiekowego, infotechnika była przeszkodą?
Nie można tego wykluczyć. Epidemia przewartościowała pewne tradycyjne zachowania. Dzisiaj świat bez sieci jest dysfunkcjonalny. W każdym wymiarze naszego życia – zdrowiu, pracy, w biznesie, po prostu w normalnym, sprawnym funkcjonowaniu. Kupujemy, sprzedajemy, pracujemy, rozmawiamy, wymieniamy informacje, emocje, załatwiamy praktycznie wszystko w sieci. Tak naprawdę XXI wiek zaczął się teraz. Dopiero teraz zrozumieliśmy, czym jest świat wirtualny. Dotychczas dostrzegaliśmy w nim głównie zagrożenia, nazywaliśmy go zjadaczem czasu i uzależniaczem, teraz dostrzegliśmy w nim dosłownie życiowe szanse!
Ci, którzy z różnych przyczyn bali się internetu, zobaczyli, że nie taki diabeł straszny, jak go malują.
Tak, bo dzięki sieci pomagamy sobie, wspieramy się. Paradoksalnie –pomimo kwarantanny – staliśmy się sobie bardziej bliscy. Wnuczka babci miesiącami nie odwiedzała, a teraz przez komunikator ma z nią stały kontakt. Czy to nie jest pozytywne? Drugą ważną, choć jeszcze chyba nie do końca dostrzeganą i należycie docenianą zmianą jest faktyczne i realne rodzenie się społeczeństwa obywatelskiego, w pełnym, szerokim i wielowymiarowym tego słowa znaczeniu. Także w sferze biznesu i kwestii zawodowych.
To też się dzieje za sprawą epidemii?
Też i nie tylko. Poprzez bardzo częstą, niestety, niewydolność oficjalnych instytucji, rządu, samorządów itp. ludzie sami wzięli sprawy w swoje ręce. Poczuliśmy się w pełni odpowiedzialni za siebie, ale i za innych, niekoniecznie tylko najbliższych i ciężko będzie teraz tę samodzielność nam odebrać. W sytuacji kryzysu zrozumieliśmy, że możemy liczyć przede wszystkim na siebie, własną inicjatywę, kreatywność, przedsiębiorczość. Nic już tej świadomości nie zmieni.
Czy po tej zarazie biznes na dobre stanie się wirtualny?
Do tego, aby sprzedawać i kupować nie będą już potrzebne sklepy, galerie, salony. Dotychczas owszem, mogliśmy realizować transakcje w sieci, także i te powodowane codzienną koniecznością, jak chociażby zakupy. Jednak dopiero teraz klienci i przedsiębiorcy tak dobitnie i naprawdę zrozumieli, że forma i charakter ich współpracy wcale nie muszą mieć fizycznego, bezpośredniego wymiaru. Dotyczy to nie tylko kupowania i sprzedawania towarów, ale i usług. Na polskim YouTubie jedną z największych oglądalności mają filmiki nagrywane przez profesjonalnych fryzjerów, uczące nas samodzielnego strzyżenia. Zamknięte salony fryzjerskie wymusiły na nas naukę tej, jakże praktycznej, umiejętności.
To zobaczymy, jak na tych samouczkach wyjdą fryzjerzy. Raczej nie przeniosą zakładów do netu. W innych branżach można sporo zaoszczędzić flancując pracowników z biur do zdalnej pracy, a sklepy z galerii do internetu.
Biznesem rządzi optymalizacja kosztów i zasada popytu-podaży. Pandemia to jeszcze bardziej podkreśliła. W Polsce szybką lekcję z tego wyciągnął np. EMPiK, który już zapowiedział zamknięcie 40 salonów w galeriach handlowych. Po co mu te, często kosztowne galerie, skoro może sprzedawać w sieci. Klienci zrozumieli, a co ważniejsze, nauczyli się, jak mądrze i sprawnie kupować w necie. Śladem EMPiK-u idą już firmy odzieżowe, elektroniczne, produkujące żywność. Powstaną nowe aplikacje i narzędzia, dzięki którym zakupy w sieci staną się jeszcze łatwiejsze, bardziej przyjazne i dostępne. Pandemia, podobnie jak każda wojna, stanie się impulsem do rozwoju techniki, która poprawiać ma jakość naszego życia. Taki paradoks.
Można odnieść wrażenie, że niektórzy już z tego powodu biadolą.
Stara maksyma biznesowa głosi, że to nie duzi zjadają małych, ale szybcy opieszałych. Czas kryzysu spowodowanego pandemią tylko to potwierdził. Ci, którzy potrafili szybko i sprawnie przestawić się z jednego rodzaju działania na inny, bardziej adekwatny do sytuacji, odnieśli sukces. Sam znam przedsiębiorcę, który prowadząc kilka dużych restauracji i zatrudniając ok. stu osób, potrafił z dnia na dzień przestawić swoje myślenie i profil działania. Nie biadolił i nie rozdzierał szat, ale podszedł do sytuacji kreatywnie. Zamknięte restauracje stały się... mini szwalniami, w których dotychczasowi kucharze i kelnerzy zaczęli szyć maseczki, sprzedawane potem z bardzo dobrymi efektami w sieci. Dzięki temu przedsiębiorca ów przetrwał, nie zwolnił ludzi, nie upadł! To tylko przykład, ale doskonale pokazujący, czym jest tzw. mądra zwinność w biznesie.
Nie wszyscy przeżyją. Na wojnie też wielu poległo. Fryzjerzy może wyjdą z kryzysu obronną ręką, ale – na przykład – takie kina? Przecież lud mamy strachliwy i jeszcze długo będzie bał się iść do kina.
Pojawią się, dzięki internetowi, bardziej dedykowane produkty i usługi. Kina upadną kosztem serwisów filmowych, rynek książek przejdzie z klasycznego papieru na ebooki i audiobooki. Sieć, ułatwiająca zakupy i sprzedaż, ale dająca także dostęp do informacji sprawi, że staniemy się bardziej świadomi, wymagający, a więc, w efekcie mniej podatni na manipulację.
Praca zdalna jest teraz koniecznością. Później będzie formą opłacalną dla zatrudniającego. Nadchodzi nowy kapitalizm?
Zobaczymy. Sądzę, że, tam gdzie to będzie możliwe, to zaczniemy pracować w (z) domu. Rozmyje się, tak wyraźnie dotychczas istniejący podział na czas zawodowy i czas prywatny. Pracując z domu, będziemy bardziej dyspozycyjni wobec pracodawców, szefów, swoich firm i biznesów. Ci ostatni zyskają na pozbyciu się kosztów bardzo często drogich biur i przestrzeni biurowych, sprzętu. W pewnym sensie przerzucą je na nas, bo przecież teraz naszym biurem staną się kuchnia, salon, pokój. Z drugiej strony zyskamy większą swobodę działania, staniemy się bardziej odpowiedzialni. Praca w formule „homeofficowej” wymusza bowiem automotywację i dyscyplinę.
Należy mieć nadzieję, że na tej zmianie stratni nie będą pracownicy.
Oby. Choć trzeba sobie uświadomić bolesną prawdę: w Polsce skończył się, o ile kiedykolwiek był, tzw. rynek pracownika. I różne mogą być tego konsekwencje. Tak pozytywne, jak i negatywne. Zobaczymy, których będzie więcej.
Czytaj SUPER EXPRESS bez wychodzenia z domu. Kup bezpiecznie Super Express. KLIKNIJ tutaj.
Polecany artykuł: