Serwis CNN Money postanowił rozliczyć zwolenników wyjścia z Unii Europejskiej z ich dotychczasowych zobowiązań. Zapowiadali wzrost wydatków na służbę zdrowia i prawo bardziej restrykcyjne względem imigrantów. Nie śpieszy im się jednak z wywiązywaniem się ze swoich obietnic.
Politycy popierający wystąpienie Wielkiej Brytanii z UE powtarzali w kampanii Vote Leave, że przynależność do wspólnoty każdego dnia kosztuje Królestwo 350 mln funtów, wylicza tvn24bis.pl. Twierdzili, że za te pieniądze można by budować nowe szpitale. Ważnym elementem kampanii mającej skłonić Brytyjczyków do rozwodu z Unią Europejska był slogan zawierający te informacje. Jeszcze przed referendum jeden z niezależnych obserwatorów wskazał na to, że podane w kampanii dane są zawyżone.
Przeczytaj również: Zapłacimy za Brexit. 500 mln euro więcej za członkostwo w UE
Co stało się z wyliczeniami pro-brexitowców? Jak teraz twierdzą, nigdy nie mówili, że wydadzą na szpitale tak dużo pieniędzy. Nigel Farage, lider brytyjskiej Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP) i zagorzały propagator Brexitu powiedział nawet w telewizji, że nigdy nie obiecywał 350 mln funtów tygodniowo na służbę zdrowia.
Przeciwnicy pozostania w UE zdołali także przekonać do siebie mieszkańców Kornwalii. Ten biedny region należy do grupy beneficjentów unijnych dotacji. Pytanie, czy nie zbiednieje po wyjściu Wielkiej Brytanii ze wspólnoty. Z grantów UE korzystają także brytyjscy naukowcy. Do dzisiaj jednak nie wiadomo, jak rząd wynagrodzi im Brexit.
Może cię zainteresować: Szczyt UE po Brexicie bez Wielkiej Brytanii
Kolejnym elementem pro-brexitowej kampanii byli imigranci. Kwestia migracji skłoniło do poparcia Brexitu 32 proc. głosujących, którzy wzięli udział w badaniu zrealizowanym przez firmę Ipsos Mori. Brytyjczycy mają dość cudzoziemców, można już zauważyć wzrost nastrojów ksenofobicznych na wyspach. Jednak po ogłoszeniu wyników referendum szybko okazało się, że łączenie Brexitu z obietnicą rozwiązania kryzysu imigracyjnego jest nieporozumieniem. Tak przynajmniej utrzymuje propagator Brexitu, poseł Nigel Evans. Eurodeputowany Daniel Hannan, jedna z głównych twarzy kampanii, stwierdził wręcz, że zatrzymanie w Królestwie pracowników z UE może wyjść Brytyjczykom na dobre, ponieważ będzie sprzyjało zachowaniu pozytywnych stosunków handlowych z państwami członkowskimi. Zapewnił również, że sytuacja imigrantów przebywających na wyspach nie ulegnie zmianie.
Pro-brexitowcy przekonywali także, że na wystąpieniu z Unii Europejskiej zyska brytyjska gospodarka. Indeksy giełdowe sugerują coś zgoła innego. Kurs funta od lat nie był tak słaby, a spadki sięgnęły już 12 procent, indeksy brytyjskich banków poszły w dół , agencje ratingowe wystawiły Wielkiej Brytanii surowsze oceny, a prognozy dla brytyjskiej sugerują osłabienie. Ze względu na niestabilną sytuację inwestorzy omijają Londyn, a decyzję Brytyjczyków prawdopodobnie odczuje budżet państwa. Nowy premier będzie miał więc niełatwe zadanie, aby utrzymać brytyjską gospodarkę w ryzach.
Źródło: tvn24bis.pl, wyborcza.pl