Nad polskim morzem turyści od lat wyznają jedną zasadę – poza plażą czy sopockim molo trzeba odwiedzić smażalnię ryb, bo przecież to „nasze” ryby i do tego świeże. Jak się okazuje, już tutaj pojawia się pierwsze „ale”. Pyszny halibut czy morszczuk nie jest z Bałtyku. Ten pierwszy występuje w wodach północnego Atlantyku i Pacyfiku, zaś siedliskiem drugiego jest wschodni ocean Atlantycki i morze, ale nie Bałtyckie, tylko Śródziemne. Typowo bałtyckimi rybami są flądra, śledź, turbot czy nawet łosoś. Jest też dorsz, ale akurat w trakcie wakacji jego masowy połów jest zabroniony. Węgorz, choć występuje w Bałtyku, tańszy jest importowany z… Chin. Ale nawet jak już trafimy na „lokalną” rybę, to może być problem z jej jakością.
Według danych Państwowej Inspekcji Sanitarnej, która już ruszyła do pracy i sprawdza nadmorskie lokale gastronomiczne, w zeszłym roku w województwie pomorskim skontrolowano niemal 2 tys. restauracji czy barów i w prawie 600 obiektach stwierdzono nieprawidłowości. Niewiele lepiej było w Zachodniopomorskiem, gdzie na ponad 2,5 tys. placówek inspektorzy wykazali nieprawidłowości w 603 z nich. Unieruchomiono aż 15 lokalów gastronomicznych, bowiem pojawiające się w nich nieprawidłowości mogły stanowić zagrożenie dla zdrowia lub życia ludzi.
Co najczęściej wykazywały negatywne kontrole? M.in. używanie lub podawanie przeterminowanych produktów, brak ich segregacji czy „ciągłości łańcucha chłodniczego”, czyli po prostu zapewnienia odpowiedniej temperatury produktu od samego jego wytworzenia aż do podania klientowi. Były też nieprawidłowości w gromadzeniu czy usuwaniu odpadów, a nawet brak u pracowników książeczek sanepidu.
Jak więc uniknąć nadbałtyckiego zatrucia? „Przegląd Turystyczny” podkreśla, że przede wszystkim powinniśmy unikać jedzenia ryb w cieście czy panierce oraz mocno przyprawionych. W ten sposób sprzedawcy łatwo mogą „ukryć” realną świeżość potrawy. Do tego warto wybrać opcję kupna ryby z grilla – punkty gastronomiczne często przedłużają „żywotność” dania wielokrotnie schładzanym oraz podgrzewanym tłuszczem. Portal podkreśla też, że lepiej wybrać małą smażącą ryby budkę niż gustownie urządzoną restaurację. Powód? Te mniejsze lokale, zwykle prowadzone przez samych właścicieli, dużo częściej korzystają z usług lokalnych rybaków i podają naprawdę bałtyckie, świeże ryby.