W tej chwili projekt ustawy frankowej przewiduje, że kwota, do której naliczane będą niesłusznie pobrane spready wyniesie 350 tys. zł. Jeżeli czyjś kredyt przekroczył tę kwotę, to i tak zwrot dostanie tylko do 350 tys. zł.
Zobacz także: Urzędy skarbowe zarobią na frankowiczach?
Jednak zdaniem NBP 350 tys. zł to i tak za dużo, dlatego bank proponuje obniżenie tej kwoty do 255 tys. zł. W przeciwnym wypadku koszty dla sektora bankowego będą zbyt duże, co może zaszkodzić „bardzo ambitnym planom gospodarczym rządu”. Dlaczego zatem prezydencki projekt prezentował sam prezes NBP? – Myślę, że ten projekt, który pojawił się w Sejmie, to nie jest dokładnie ten projekt, o którym myślał szef. On idzie dalej, niż myśmy przypuszczali – powiedział na debacie bankowej Jacek Bartkiewicz, dyrektor Departamentu Stabilności Finansowej i członek zarządu NBP (więcej o debacie przeczytasz TUTAJ).
Zdaniem NBP koszty, które poniosą banki po wprowadzeniu ustawy frankowej będą dwukrotnie większe niż zakłada prezydencki projekt. Przewiduje on, że na zwrot niesłusznie pobranych spreadów banki wydadzą 3,6-4 mld zł. Według szacunków NBP będzie to 8 mld zł.
Stanowisko NBP Jacek Bartkiewicz uzasadnia m.in. wynikami finansowymi sektora bankowego w tym roku. – Jeżeli by odjąć jednorazowy przychód związany ze sprzedażą akcji Visa, wynik spadł o ponad 20 proc. i przy tej tendencji tego typu rozwiązanie (zwrot spredaów – przyp. red.) kosztowałoby więcej niż roczny wynik sektora bankowego – wskazuje Bartkiewicz.
Czytaj również: Klienci banków nie są na straconej pozycji
Kolejny argument to fakt, że kredytów nie udzielały wszystkie banki, tylko niektóre. W związku koszty związane ze zwrotem spreadów nie rozłożą się równomiernie na cały sektor, tylko na część banków. Gdy któryś z nich z powodu zwrotu spreadów popadł w finansowe tarapaty, koszty jego ratowania poniosą wszyscy podatnicy.
Oprac. MK