- Na jednej z ujawnionych przez "Wprost" taśm pada pytanie "A co tam słychać u Baniaka? Czy pracuje jeszcze?". Odpowiedź, zapewne dość szczera, bo w końcu rozmowa była nagrywana potajemnie, jest taka: "Tak. Dostał te wszystkie syfy". Dużo "syfów" jeszcze panu ministrowi zostało?
- Odpowiadam za firmy, które są w trudnej sytuacji i przechodzą restrukturyzację. Siłą rzeczy są to więc trudne przypadki. A podstawowym warunkiem sukcesu jest pełne zaangażowanie wszystkich odpowiedzialnych za ten proces, począwszy od ministerstwa, a skończywszy na ludziach pracujących w tych spółkach.
- Czy jednym z takich "syfów" jest LOT?
- LOT to jeden z najbardziej nagłośnionych przykładów skutecznej restrukturyzacji, który bez wsparcia państwa nie powiódłby się. Sukces nie byłby możliwy bez osobistego zaangażowania ministra skarbu i bez wzięcia przez niego politycznej odpowiedzialności m.in. za negocjacje w Brukseli. Nasze starania okazały się skuteczne. Dzisiaj nie słychać już sceptyków, którzy krytycznie oceniali nasze zaangażowanie w ratowanie narodowego przewoźnika.
- Czy koniec 2015 r. to realny termin zakończenia restrukturyzacji LOT-u?
- Taki jest program, który został zatwierdzony przez Komisję Europejską i nie dopuszczamy tu żadnych odstępstw. Proces aplikowania o pomoc publiczną dla przedsiębiorstwa dzieli się na trzy etapy. Pierwszy to ratowanie spółki, która znalazła się w dramatycznej sytuacji. Drugim etapem jest restrukturyzacja, a trzecim - rozwój. Dlatego w tej chwili w spółce i ministerstwie pracują zespoły odpowiadające zarówno za restrukturyzację, jak i planujące dalszy rozwój spółki. Taki plan rozwoju musi być gotowy do jesieni przyszłego roku.
Zobacz też: Super Biznes: Franczyza wciąż na topie
Została zredukowana liczba pracowników, zoptymalizowana siatka połączeń, następuje wymiana samolotów. Co jeszcze zostało do zrobienia w Locie?
- Z LOT-u odeszło kilkaset osób, a te które zostały, pracują bardziej efektywnie. W ten sposób uratowaliśmy pozostałe miejsca pracy. Proces zmian w Locie trwa. Zakończenie drugiego etapu będzie więc miało w tym przypadku jedynie formalny charakter, bo spółka cały czas będzie dążyła do tego, by działać jak najlepiej. Nie spoczywamy na laurach. LOT ma być firmą, która na siebie zarabia. Cel jest taki, by osiągnął trwałą rentowność na koniec 2015 r.
- Przylot dreamlinerów do Polski początkowo wywołał falę entuzjazmu, która jednak szybko ustąpiła miejsca rozczarowaniu. Liczne awarie tych maszyn stały się wręcz obiektem szyderstw. Czy zakup tych maszyn był dobrą decyzją z ekonomicznego punktu widzenia?
- Jak pokazują wyniki LOT-u - jak najbardziej tak. Opóźnienia w dostawie samolotów, a potem kłopoty wynikające z tzw. okresu dziecięcego maszyn, w którym mogą wychodzić pewne usterki, były dla spółki sporym kłopotem i skutkowały tym, że LOT nie mógł wykonać założonego budżetu. Ale dzisiaj dreamlinery są niezwykle efektywne i spółka na nich zarabia.
- Czy po dojściu do trzeciego etapu naprawy LOT-u resort skarbu będzie poszukiwał dla niego inwestora strategicznego?
- Nigdy dotąd w swojej historii LOT nie był tak dobrze przygotowany jak dziś, aby znaleźć partnera. Przygotowany nie tylko pod względem finansowym. Udało nam się również zmienić ustawę, która uniemożliwiała prywatyzację tej spółki, więc nie ma i formalnych przeszkód. Choć trudno mówić o sprzedaży, bo takich transakcji na rynku jest mało, to wyobrażam sobie dla LOT-u partnera, który podwyższyłby kapitał spółki i pozwolił na dalszy rozwój.
- Czy Lufthansa byłaby takim pożądanym partnerem, czy też widmo przejęcia naszego narodowego przewoźnika przez Niemców wywołałoby, jak w przeszłości, polityczny dygot?
- Nie chciałbym wskazywać konkretnych partnerów, bo to może przeszkodzić w procesie ich poszukiwania. Natomiast minister Skarbu Państwa stawia potencjalnym inwestorom trzy warunki. To utrzymanie marki LOT, umiejscowienie siedziby spółki w Warszawie i co za tym idzie, odprowadzanie podatków w Polsce oraz utrzymanie portu przesiadkowego w Warszawie.
- Czyli Lufthansie nie mówicie nie?
- Na pewno rozważymy każdą poważną ofertę.
- Czy pan Wiaczesław Mosze Kantor jest mile widzianym gościem resortu skarbu państwa?
- Pan Mosze Kantor był gościem MSP raz. Traktujemy go tak samo, jak innych inwestorów.
- Ale inni inwestorzy próbujący skupywać akcje spółek z udziałem Skarbu Państwa nie wywołują chyba tak nerwowej reakcji MSP? Kiedy zorientowaliście się, że ten rosyjski biznesmen próbuje dokonać wrogiego przejęcia Azotów?
- Warto podkreślić, że Ministerstwo Skarbu od początku traktowało wezwanie Acronu jako wrogie. O czym zresztą niejednokrotnie informowaliśmy publicznie. Nigdy nie było od nas przyzwolenia na tę transakcję, o czym inwestor doskonale wiedział. Jeśli zaś chodzi o konsolidację Zakładów Azotowych w Tarnowie z Zakładami Azotowymi w Puławach, która de facto zablokowała przejęcie kontroli Acronowi nad polską chemią, to tę fuzję planowaliśmy już wcześniej. Wezwanie stanowiło zaś katalizator uruchamiający proces fuzji i mobilizujący do bardziej dynamicznych działań. Przeprowadzony przez nas proces zakończył się sukcesem. W tym miejscu chcę zapewnić wszystkich Czytelników "Super Expressu", że polski rząd nie odda Rosjanom Grupy Azoty, co potwierdził minister skarbu, wpisując je na listę spółek strategicznych.
- Ta próba wrogiego przejęcia pokazała jednak, że brak u nas systemowych rozwiązań uniemożliwiających takie działania. Stąd, jak rozumiem, pomysł przyjęcia ustawy umożliwiającej kontrolę inwestycji pochodzących spoza Unii Europejskiej.
- Chcemy poprawić pozycję Skarbu Państwa i podmiotów, które decydują o bezpieczeństwie gospodarczym Polski. Dlatego przygotowujemy ustawę, dzięki której minister Skarbu Państwa będzie miał prawo nie wyrazić zgody na sprzedaż ważnych dla państwa aktywów zagranicznym kontrahentom, jeśli ich sprzedaż nie będzie zgodna z interesem Polski. To rozwiązanie bazujące na prawodawstwie niemieckim i austriackim, czyli w pełni zgodne z legislacją unijną. Chcemy, żeby w przyszłym roku ustawa weszła w życie.
Dziękuję za rozmowę.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail