To oczywiste, że trzeba czytać umowę, zanim się ją podpisze. Niestety, często są one tak skonstruowane, że nawet po wnikliwej analizie pozostają wątpliwości. I to wcale nie tylko w przypadku parabanków. Brak zabezpieczenia BFG i ostrzeżenie KNF? - tak, to powinny być sygnały ostrzegawcze. Ale KNF ostrzegał przed firmą pana Plichty nie tylko w Internecie. Złożył nawet doniesienie do prokuratury. Tyle tylko że ta aż trzykrotnie umarzała postępowanie w tej sprawie i nawet nie przygotowała jakiejkolwiek ekspertyzy. Ciekawe, czy prokuratorzy, którzy nie chcieli się zagłębiać w tajemniczą działalność szemranego biznesmena, zrobili to przez swoje ograniczenie intelektualne czy lenistwo? A może wcale nie była to głupota ani lenistwo...
Wydawać by się mogło, że obywatel ma prawo oczekiwać, że zarejestrowana i działająca podobno legalnie spółka nie zniknie z jego oszczędnościami. Historia Amber Gold dowodzi, że nie może. Zawiodła prokuratura, zawiódł UOKiK, a nadzór bankowy, jak pokazało życie, miał zbyt mało kompetencji, by ukrócić tego typu działalność. Skoro w żadnej mierze nie można liczyć na instytucje państwa, klientom instytucji finansowych nie pozostaje nic innego jak traktowanie każdej z nich jak potencjalnego oszusta. Że co? Że to chore? Może i tak, ale jakoś trzeba sobie radzić w tym chorym państwie.