Historia publikacji zdjęcia karty pokładowej Kingi Rusin na Facebooku została dokładnie opisana przez polskiego blogera. Z ciekawości postanowił sprawdzić, jakie dane kryją się w zamieszczonym na zdjęciu kodzie QR. Po zeskanowaniu go, bloger bez problemu uzyskał numer rezerwacji lotu Kingi Rusin. Posiadając tę informację oraz nazwisko dziennikarki, mógł bez problemu zalogować się do systemu zarządzania lotem przewoźnika – Lufthansy. Przed oczami dociekliwego internauty, pojawiły się takie dane jak: szczegóły połączeń lotniczych Kingi Rusin, pełne dane osobowe, paszportowe, numer wizy, czy numer stałego klienta. Dzięki temu każdy, kto posiadał numer rezerwacji lotu dziennikarki, mógł go odwołać lub zamówić dodatkowe usługi. Bloger próbował ostrzec Rusin przed zagrożeniami związanymi z publikacją swojej karty pokładowej – pisał do niej na Messengerze oraz zamieszczał komentarze pod postem ze zdjęciem. Dopiero po kilku godzinach dziennikarka zdecydowała usunąć post.
ZOBACZ TEŻ: Metoda “na pizzę” - nowy sposób cyberhakerów na firmowe dane
- Po kilku godzinach wpis z feralną kartą pokładową… znika. Wraz z nim oczywiście znikają również wszystkie komentarze. Po całej historii nie zostaje ślad. Czy ktoś odpisał na komentarz umieszczony na profilu facebookowym Kingi Rusin? Nie. Czy ktoś odpisał na wiadomość wysłaną na Messengerze? Nie. Czy ktoś skontaktował się ze mną (telefonicznie) w ciągu ostatniego miesiąca, który minął od opisywanej historii? Nie - czytamy na blogu www.2b3.in.
Uważaj, co publikujesz w internecie
Przypomnijmy, że w zeszłym roku było głośno w mediach na temat prowokacji Marcina Budzicha, blogera Mediafun, który wrzucił na swoje konta w social media zdjęcie nowej karty kredytowej z widoczną datą ważności i numerem CCV. W kilka minut z jego konta zniknęły wówczas wszystkie środki. Kamil Sadkowski, starszy analityk zagrożeń w firmie antywirusowej ESET, ostrzega przed publikowaniem wrażliwych informacji na nasz temat w internecie.
- Lubimy dzielić się ważnymi momentami w naszym życiu, począwszy od sytuacji, w których właśnie zarezerwowaliśmy wakacje, otrzymaliśmy bilet na wymarzony koncert albo nasze dziecko przyniosło do domu świadectwo z czerwonym paskiem. Wielu internautów ma tendencję do tego, by dzielić się swoim życiem oraz szczęściem ze znajomymi w mediach społecznościowych. Niestety bardzo często zapominamy o tym, że publikowane przez nas w sieci zdjęcia, np. takie, które zawierają informacje na temat lotu na wakacje, mogą narazić nas na przykre konsekwencje – komentuje Kamil Sadkowski.
Ekspert z ESET mówi wprost: dbajmy o swoją prywatność. - Zastanówmy się dwa razy, zanim podzielimy się informacjami z naszymi znajomymi. Przed publikacją sprawdźmy, czy zdjęcia zawierają dane wrażliwe – jeśli tak, lepiej ich nie udostępniajmy albo po prostu usuńmy takie dane w programie graficznym. Zadbajmy również o własną „politykę prywatności”, ustawiając grupę odbiorców (znajomych), którzy mogą widzieć nasze posty na Facebooku czy Instagramie. W ten sposób możemy uniknąć sytuacji, w których nasze prywatne treści zostaną udostępnione osobom trzecim – dodaje.