Zacznijmy od najwazniejszego: czemu pracujesz w takiej fundacji?
- Bo bardzo wierzę w to, co robię. Skończyłam dziennikarstwo, ale później pracowałam trochę w polityce - byłam asystentem Jana Rokity. Jednak gros kariery spędziłam w PR-ze i komunikacji marketingowej firm, m.in. IT. Wtedy, ponad dekadę temu, zetknęłam po raz pierwszy się z tematyką startupów. W agencji PR-owej, w której wówczas pracowałam, obsługiwaliśmy firmy, starające się o dofinansowanie w ramach funduszy UE, na działalność e-commerce. A wiele lat później, po półrocznych wakacjach, wystartowałam z koleżanką w hiszpańskim Startup Weekend.
Na czym polega Startup Weekend?
- To maraton, który trwa od piątku do niedzieli, w którym pojawiasz się z własnym pomysłem na nowy biznes technologiczny, a poszukujesz do współpracy programistów. Przez tych kilkadziesiąt godzin ma się czas, by wprowadzić swój pomysł w czyn i zakończyć z działającym już produktem. My chciałyśmy zrobić aplikację, która rozpoznawałaby jakiej marki są ubrania, prezentowane przez vlogerki modowe.
I jak potoczyły się losy startupu?
- Tamten madrycki Startup Weekend wygraliśmy. Niestety później ze współzałożycielką przestałyśmy się dogadywać, więc wyszło na to, że sama przetestowałam sztandarową opcję inicjacyjną startupera z Doliny Krzemowej - it's ok to fail [to nic złego przegrać]. Czyli mam to doświadczenie za sobą. Znam ludzi, którym udało się położyć kilka czy kilkanaście biznesów, rekordziście bodajże 20. Na całym świecie, w Warszawie też, startuperzy organizują tzw. fuckup nights, czyli wieczory na których opowiadają o tym, co im nie wyszło.
I zniechęciłaś się do własnej działalności?
- Niekoniecznie. Poszłam w inne rzeczy, zaczęłam pracować w sektorze pozarządowym, w fundacji promującej kwestie cyfryzacji polskiej administracji i otwierania zbiorów publicznych danych na potrzeby ngos-ów i biznesu. Te wszystkie doświadczenia – polityka, PR, fundusze unijne i startupy – zmotywowały mnie do aplikowania na fotel prezes Fundacji Startup Poland. Z powodzeniem.
Czym się zajmujecie?
- Fundacja została założona niewiele ponad rok temu przez przedstwicieli środowiska startupów z całej Polski, wielu z nich można by uznać za jego prekursorów czy inicjatorów obecnego życia społeczności. Uznali oni, że brakuje ciała, które będzie reprezentowało środowisko i jego interesy, będzie łącznikiem między światem polityki, a nowego, młodego biznesu. Oprócz formułowania postulatów i rzecznictwa na rzecz ich realizacji, gromadzimy wiedzę, dostępną dla wszystkich, przeprowadzamy badania.
Jaką rolę ma w życiu polskich startupów networking i wymiana wiedzy?
- Jestem zdania, że to środowisko, jakie tworzy się wokół startupów, swoista społeczność, jest jego największa przewagą. Wyjątkowość tego pokolenia przedsiębiorców polega m.in. na tym, że mieszają życie zawodowe z towarzyskim, więc spotkania, na których wymieniamy się wiedzą czy kontaktami, od początku toczą się w atmosferze mniej formalnej, w towarzystwie piwa i pizzy. Czyli te dwie rzeczy, o które pytasz, to fundament, szukając inspiracji, rozwiązań albo angażu czy pracownika, udajesz się właśnie na meet up (branżowe, wieczorne spotkanie, często w nietypowych jak na biznes przestrzeniach – jak kampus uniwersytecki czy restauracja. Niemniej zgadzam się z powiedzeniem, że jak mantrą w branży nieruchomości jest lokalizacja, lokalizacja, lokalizacja, tak dla startupów powinno być focus, focus, focus. Startupowcy nie powinni się angażować w wiele inicjatyw, zwłaszcza na początku, tylko koncentrować się na biznesie. Przykładem tutaj jest Estimote, którzy dopiero niedawno zaczęli się pojawiać na branżowych imprezach. Sami przyznają, że jak ktoś im przyzna nagrodę, to odbierają, dzielą się wiedzą, jeśli ktoś ich o to poprosi, ale nadal przede wszystkim koncentrują się na pracy.
A jakie przeszkody napotykają polskie startupy?
- Dużą przeszkodą jest brak „świeżej krwi” informatycznej, a programiści ze Wschodu mają problemy z dostaniem się do Polski i dołączeniem tutaj do startupu. W efekcie w zestawieniu „European Startup Monitor” polskie środowisko wyszło na najmniej umiędzynarodowione w Europie.
ZOBACZ TEŻ: Będzie nowy typ spółki. Nazwę wybiorą... internauci [ZAGŁOSUJ]
Jak można to zmienić?
- Istnieją programy w innych państwach, które wpierają takie inicjatywy. We Francji istnieje program French Tech Ticket, w którym może wziąć udział startup, jeśli choć jeden członek zespołu jest spoza Francji. Podobnie w Chile, gdzie władze zapraszają z zagranicy na rok całe startupy, umożliwiając im spokojne funkcjonowanie i nie licząc na nic konkretnego w zamian.
Widzisz takie możliwości w Polsce?
- Myślę, że nie mamy wyjścia, bo zabraknie nam rąk do pracy. Z drugiej nie mamy żadnych regulacji, który by ułatwiały przepływ myśli technologicznej, choćby dzięki uproszczeniu przepisów migracyjnych. Jednych z naszych postulatów jest wprowadzenie „wiz dla przedsiębiorczych”, niedawno Wielka Brytania wprowadziła opcję „Tech Nation Visa”, z której korzystać mogą startupowcy, w tym ich założyciele.
ZOBACZ TEŻ: Publiczne dane dla wszystkich
Co jeszcze nie ułatwia życia właścicielom młodych przedsiębiorstw?
- Przygotowaliśmy długą listę własnych postulatów, którą przedstawiliśmy wicepremierowi na konsultacjach. I 7 z nich na 10 zostało zaakceptowanych i ostatecznie wylądowało w Planie na Recz Odpowiedzialnego Rozwoju! Wśród nich znalazło się zobowiązanie to wsparcia w promocji polskich startupów za granicą, w ramach Agencji Wsparcia Eksportu, bo przecież jak najszybsza i najszersza globalizacja – w żargonie światka startupów „skalowanie” - to sens istnienia startupu. Ruszy inicjatywa „Start in Poland”, która ma być wzorowana na wspomnianych wyżej rozwiązaniach francuskich czy chilijskich. Udało się przeforsować zobowiązanie do stworzenia systemu zachęt dla otoczenia startupów, w postaci ułatwień prawnych czy nowych produktów inwestycyjnych dla funduszy i aniołów biznesu, a także do dalszego otwierania tzw. danych publicznych, co rozpoczęło się niedawno wdrożeniem unijnej dyrektywy.
A co może być najistotniejszą zmianą?
- Pracujemy nad nowelizacją kodeksu spółek handlowych, aby pojawił się nowy typ spółki, ułatwiający jej zakładanie i prowadzenie młodym ludziom i dostosowanym do realiów XXI wieku. Roboczo nazywa się „startupową spółką akcyjną”, a konsultacje społeczne w tej kwestii, prowadzimy w internecie wspólnie z Ministerstwem Rozwoju, dzięki platformie skonstruowanej przez polski startup Sugester. To może być przykładem współpracy organizacji pozarządowych, biznesu i administracji publicznej.