Rok 2023 nie jest dla Google wyjątkowo łaskawy. Najpierw nieudany start chatbota Bard, który miał być odpowiedzią na sukcesy Microsoftu we wdrażaniu sztucznej inteligencji, a okazał się powodem do wstydu. Później głośny proces antymonopolowy, podczas którego firma musi bronić się przed zarzutami, że w sposób niezgodny z prawem zbudowała pozycję swojego sztandarowego produktu.
Nic więc dziwnego, że próbując zabezpieczyć swoją pozycję na rynku wyszukiwarek internetowych, Google zapowiedział spore zmiany. Jakie? Już na tym etapie pojawiają się schody, bo firma dość mocno ukrywa konkrety.
Zacznijmy od tego, że Danny Sullivan, przedstawiciel Google zajmujący się kontaktami z użytkownikami, podczas wystąpienia na konferencji branżowej na początku listopada, rzucił niespodziewanie, że w najpopularniejszej wyszukiwarce internetowej świata “nadchodzą poważne zmiany”, a następnie zagroził, że niektórzy będą musieli „zapiąć pasy”.
Po tym jak informacja przedostała się do szerszego grona odbiorców Sullivan próbował doprecyzować swoje słowa. Na portalu X potwierdził, że firma już pracuje nad zmianami, bo użytkownicy wymagają jeszcze lepszych wyników wyszukiwania. Kto będzie musiał uważać na zmiany? Biznes, a dokładnie mówiąc właściciele stron internetowych, których treści są nieprzydatne, a swoją pozycję w wyszukiwarce zawdzięczają wątpliwym praktykom SEO.
– Chodzić może np. o pisanie pod algorytmy wyszukiwania, kopiowanie i przerabianie popularnych treści czy upychanie słów kluczowych. Takie materiały często są bardzo trudne w odbiorze dla czytelników np. zanim sprawdzą informację, po którą przyszli w zgodzie z tytułem publikacji, muszą przebić się przez kilka akapitów “pustosłowia”. Są jednak publikowane, bo oszukując algorytmy, zapewniają wysokie miejsce na stronie wyszukiwania – tłumaczy Marcin Stypuła, właściciel i prezes Semcore, agencji wspierającej firmy w cyfrowym marketingu i pozycjonowaniu stron internetowych.
Tymczasem jak zaznacza Sullivan, w przypadku tych, którzy tworzą dobre treści, nastawione na czytelnika, a nie pisane pod algorytmy, sytuacja powinna być nawet lepsza, niż jest dziś.
– Najważniejsze, żeby nie zapomnieć o merytoryce. W pewnym sensie i tak będzie chodzić o “przypodobanie” się algorytmom, ale ze słów przedstawiciela Google wynika, że musi być to zdecydowanie bardziej kreatywny proces, który w centrum powinien mieć jakość publikowanego materiału – dodaje Stypuła z Semcore.
To jak silna pozycja w wyszukiwarce internetowej przekłada się na korzyści biznesowe, doskonale widać na przykładzie firmy CDRL, właściciela marki Coccodrillo. W wyniku działań SEO prowadzonych przez Semcore, udało się zwiększyć liczbę organicznych wejść do sklepu internetowego o 18 proc. (rok do roku), co przełożyło się na 25 proc. wzrost przychodów z tego kanału sprzedaży. Nietrudno domyślić się, że spadek w wynikach wyszukiwania przyniósłby odwrotny skutek. Dlatego zmiany w algorytmie Google są zmorą zarówno dla specjalistów od SEO, jak i dla firm, których wyniki sprzedaży zależą od ruchu na stronie internetowej.
Wyszukiwarka zmieni się w… Facebooka
Zmiany w algorytmie wyszukiwania są istotne z punktu widzenia biznesu, jednak niemal niedostrzegalne z punktu widzenia zwyczajnych użytkowników. “Wujek Google” nie zapomniał i o nich, wprowadzając do testów nową, unikalną funkcję – Notatki (ang. Notes) Pozwoli ona internautom na dodawanie komentarzy do pozycji, jakie pojawiają się w wynikach wyszukiwania. Eksperymentalna usługa, której celem jest dostarczenie pomocnych wskazówek od innych ludzi – nie botów czy algorytmów – dostępna jest na Search Labs – platformie Google, pozwalającej na testowanie nowości przed wprowadzeniem ich na szeroką skalę.
Co istotne, możliwość komentowania ma być ograniczona do pozycji, które z natury nie są kontrowersyjne. Nietrudno domyślić się dlaczego. Google chce w ten sposób powstrzymać użytkowników przed publikowanie szkodliwych postów lub rozpowszechnianie dezinformacji. To jednak nie wszystko. Łatwo wyobrazić sobie sytuację, w której pracownicy firmy, aby utrzeć nosa konkurencji, publikują na jej temat kłamliwe komentarze – lekturę dla potencjalnych klientów dostępną w wynikach wyszukiwania. O tym, jak trudno zapanować nad kulturą dyskusji w internecie, doskonale widzą wydawcy. Gros popularnych portali internetowych zdecydował się usunąć możliwość komentowania pod artykułami, podając za powód ciągłe zmaganie z niestosownymi wynurzeniami czytelników.
Jak Google zapanuje nad tym chaosem? Największa wyszukiwarka świata stawia na zabezpieczenia algorytmiczne oraz weryfikację Notatek przez pracowników. Funkcjonować tu będzie mechanizm doskonale znany m.in. z Facebooka. Użytkownicy będą mogli zgłosić wątpliwe komentarze, a o ich dalszym losie zadecyduje moderator. Cathy Edwards, wiceprezes wyszukiwarki Google zapewnia, że jej zespół wiele nauczył się od kolegów z działów zajmujących się Mapami Google i YouTube’em, którzy mają ogromne doświadczenie w moderowaniu treści. Czas pokaże, czy Edwards właściwie zmierzyła siły na zamiary.
– Jeśli jednak Notatki staną się stałym elementem Google, to jego charakter zmieni się nie do poznania. Może się okazać, że bliżej mu będzie do mediów społecznościowych, niż klasycznej wyszukiwarki internetowej. Wydaje się, że autor Notatki będzie mógł zamieścić przy jakiejś informacji wygenerowanej przez Google więcej swoich przemyśleń, które mogą wzbogacić opis. Informacja może dzięki temu stać się bardziej przydatna, bo np. wskaże na praktyczne możliwości wykorzystania prezentowanej rzeczy. Oczywiście opinia będzie nosiła znamiona subiektywnej oceny, więc sprawne moderowanie może okazać się czynnikiem decydującym o powodzeniu Notatek – diagnozuje Marcin Stypuła z Semcore.