Spis treści
- Od arystokratycznych bali po tańce karnawałowe
- Zbytkowne bale międzywojenne
- W co się ubrać na bal? Panowie we fraki, panie w...
- Organizowanie bali - typowo polski biznes
- Bale i bankiety ludowej władzy - karnawał w PRL
- Bal w dyskotece - zabawa schyłkowego PRL
Od arystokratycznych bali po tańce karnawałowe
Arystokracja wydawała huczne bale, wstęp na nie mieli nieliczni. Jednak w połowie XIX w. Artur Potocki postanowił zerwać z saskim rozpasaniem i zaczął organizować bale w stylu francuskim i angielskim z tańcami w parach i wystawnym bufetem. Słynne bale u Potockich "Pod Baranami" stały się marzeniem każdej panny i każdej matki panny na wydaniu. Wzorując się na balach arystokratycznych duże miasta jak Kraków, czy Warszawa, również urządzały taneczne spotkania, zapraszając na nie arystokratów. Ci pierwszym tańcem otwierali bal. Świadkiem owych wystawnych balów były krakowskie Sukiennice. Urządzano tam bale na 1000 osób z kolacją na ciepło i zimnym bufetem koło północy. Najsłynniejszy bal, który był szeroko komentowany, wydano na zakończenie jubileuszu Józefa Ignacego Kraszewskiego w październiku 1879 w podziemnej sali Sukiennic, bogato oświetlonej lampami gazowymi. „Bal przewyższył wszelkie oczekiwania. Wyobraźcie sobie w kolosalnie dużej sali przeszło 3000 osób, należących do wszelkich sfer społeczeństwa, wszelkiego rodzaju dygnitarzy, zacząwszy od p. namiestnika Potockiego, znakomitości literackich, artystycznych; a wszystko to oblane strugami światła, porwane w wir zabawy. (…) Roznoszono w sali lody, chłodniki i cukry. Łączący się z salą bufet dostarczał herbaty i ciasta” - relacjonowano w ilustrowanym tygodniu „Kłosy”.
W czasach, gdy Europa w karnawale wirowała w tanecznych walcach Johanna Straussa juniora, w Polsce „Mazur bitte” wrzeszczeli liczni krakowscy wodzireje. Jednak większość krakowskich mężatek i panien, które w karnawale chciałyby pobiec na biletowany bal Pod Baranami, w Sukiennicach, u prawników albo organizowany w takiej czy innej resursie, przez skąpstwo mężów i ojców musiała drobić kroczkami w zaciszu domowych salonów ze ściśniętą w kącie wojskową orkiestrą. Mimo skromnej powierzchni tanecznej polonez, kadryl i mazur były tam obowiązkowe. Walca grano kilkakrotnie, żeby każda z chętnych par miała szansę zatańczyć. Młode mężatki mogły przychodzić na takie wieczorki tańcujące w towarzystwie mężów lub teściowych, panny z matkami lub przyzwoitkami.
Polecany artykuł:
Zbytkowne bale międzywojenne
Bale w II RP, zwłaszcza te duże, były wytrawne pod względem manier i zbytkowne do granic możliwości. Przedwojenna Polska, balując, cieszyła się z odzyskanej państwowości, a karnawałowo roztańczona demonstrowała ułańską fantazję. Ostatni karnawał przed wojną, odbywający się w wielkim kryzysie, opływał w wyszukane dostatki, może nawet bardziej niż poprzednie. W takt orkiestrowej muzyki trzęsły się wykwintne galantyny, do białego świtu wirowano w walcu, panowie pili wódki, a panie słodkie nalewki, chyba że były pannami. Im pić alkoholu nie wypadało.
Panie, wystrojone w tiule, tafty, jedwabie lub koronki (zgodnie z zasadami – nigdy w to wszystko jednocześnie), z włosami układanymi godzinami, miały wampiryczny makijaż: rzęsy mocno umalowane tuszem i krwiście czerwone usta. Mimo uwodzicielskiego wyglądu, mocno dopasowanych sukien z miękkich materii i obowiązkowo obnażonych ramion panny bez aprobaty nie mogły nawet zamienić słowa z tymi, do których najchętniej przylgnęłyby na całą noc. Nad ich iście zakonnym oddaleniem od płci przeciwnej czuwały starsze panie. W salach tymczasem rej wodziło wojsko. Bez oficerów międzywojenny bal nie miałby stosownego charakteru.
W co się ubrać na bal? Panowie we fraki, panie w...
Panowie oficerowie prezentowali salonową musztrę uświęconych tradycją obyczajów, manier i zasad, a poza tym, czego nie zaprezentowali, to dowyglądali. Zadawali szyku szytymi na miarę mundurami, złotymi pagonami i lampasami, a także upiększającymi mundur dystynkcjami, na których matrony i panienki na wydaniu znały się jak nikt. Oficerowie i podoficerowie przybywali na bale w strojach salonowych: spodniach z lampasami (szaserach), szerokich wiązanych satynowych pasach, lakierowanych sztybletach i białych rękawiczkach.
Surowe reguły towarzyskie były świadectwem wysokiej pozycji społecznej. Wszystko to jednak zawisało na włosku pod koniec imprezy, gdy w głowie zamiast zasad szumiał alkohol podpowiadający szalone pomysły. Gdyby w najświetniejszych salach balowych II RP – w najlepszych hotelach i lokalach – rozluźnić nieco maniery i spuścić powietrze z zadęcia, byłby jeden wielki skandal.
Pozycja w hierarchii towarzyskiej wymagała określonych manier. Kto ich nie miał, mógł wejść na bal myśliwski, branżowy, związkowy, składkowy czy koszyczkowy, ale prawdziwe salony były dla niego niedostępne. W przeciwieństwie do bardzo drogich lokali rozrywkowych, jak Adria, do których na karnawałowy bal mógł trafić każdy, kogo było stać na niezwykle drogi bilet. Na proszonym balu na Zamku Królewskim, gdzie gospodarzem był prezydent Mościcki z małżonką, oficerski i dyplomatyczny szyk mieszał się z manierami arystokracji i burżuazji. Mężczyzn cywilnych obowiązywały na elitarnym balu frak z kamizelką i białą koszulą, butonierka oraz lakierki. Niemal tak samo w warszawskim dancingu Adrii, hotelu Bristol, czy Europejskim, gdzie balowali najbardziej rozrywkowi przedstawiciele elit, podjeżdżając pod same drzwi limuzynami z szoferem.
Bale oraz stroje bywalców komentowano w prasie. Na balach bywało zaledwie niespełna 2 proc. społeczeństwa. Najwykwintniejszym balowiczem był Eugeniusz Bodo zwany królem elegancji. Jego stroje pochodziły ze sklepu Old England, w którym rękawiczki kosztowały tyle, ile porządny garnitur.
Gust polskich elit zaspokajali głównie wybitni męscy krawcy miarowi, jak słynni bracia Zarembowie, a w kwestii mody damskiej – Dom Mody Bogusława Hersego. Ten „polski Dior” za bajońskie sumy ubierał Hankę Ordonównę, Ninę Andrycz, żony dyplomatów, ziemian i polityków.
Organizowanie bali - typowo polski biznes
Adrię, z salą dansingową na półtora tysiąca gości, obrotowym parkietem, orkiestrą Golda i Petersburskiego, wypełniały elity oraz znani aktorzy, modni literaci i artyści. To tam po raz pierwszy w dziejach polskiego karnawału podano amerykańskie koktajle, co spowodowało, że panie stały się dostępniejsze bardziej niż jeszcze niedawno, gdy mogły wypić tylko jeden toast szampanem.
Zjawisko balowania wystawnego, wbrew logice czasów, bezwstydnej konsumpcji i nieuzasadnionej radości, było przed II wojną światową prawdziwie polską specjalnością. Niemiecki socjolog nadał mu nazwę „polnische Wirtschaft” (polski biznes). W przedwojennej powieści „Generał Barcz” znalazło się znamienne zdanie: „Od kiedy Polska jest już Polską, możemy teraz tylko manifestować radość z odzyskanego śmietnika”.
Na balach biletowanych najlepiej bawiły się wynajęte przez organizatora ładne fordanserki. Ubrane lepiej niż dobrze służyły w tańcu panom oczekującym na włączenie się w balowe obroty młodych panien na wydaniu, które zapisywały ich w karnecikach cenzurowanych potem przez matki.
W przedwojennych karnetach balowych figurowały: inaugurujący tany polonez, boston, shimmy, one step, fokstrot, walc, tango i na zakończenie mazur, który niewielu umiało już wtedy tańczyć.
Warszawa bawiła się w karnawale na balach prasy, PEN Clubu, ministerialnych w gmachu MSZ, w operze warszawskiej, filharmonii, Resursie Kupieckiej i Obywatelskiej. Karnawałowe potrzeby patriotyczne spełniało zapraszające na tańce co drugi dzień kasyno garnizonowe w al. Szucha. Tam się śpiewało hymn, a dopiero potem ruszał polonez.
Bale i bankiety ludowej władzy - karnawał w PRL
W PRL słowo „bal” się zdemokratyzowało. Odtąd bale były dostępne dla wszystkich obywateli ludowej ojczyzny. Czerwone elity balować lubiły, chciały to robić, miały gdzie i za co.
W latach 50. polskie szczyty władzy bawiły się na oficjalnych balach z przodownikami pracy oraz prywatnych bankiecikach, nie chcąc drażnić towarzyszy ze Wschodu, dla których miarą wielkości zwycięstwa była możliwość zalania się w sztok wódką i nieprawdziwym szampanem, ale w prawdziwie proletariackim stroju.
Balami nazywano wtedy tańce karnawałowe w eleganckich salach, np. w dużej auli Politechniki Warszawskiej czy w którymś z przestronnych, wykładanych marmurem lokali w Pałacu Kultury i Nauki. Stroje balowe stanowiły tam ciemne garnitury i strojne, ale skromne, jeśli chodzi o odsłanianie ciała, sukienki za kolano. Towarzyszki tańczyły w sukienkach z bawełnianego jedwabiu, czyli gładkiego materiału przeznaczonego na podszewki. Etykieta przestała obowiązywać wiele lat wcześniej, więc na bal nadawały się ciemne spódnice i elegantsze bluzki.
Uprzywilejowani, czyli dzierżący władzę oraz towarzyszki małżonki tudzież towarzyszki ich życia, mogliby się wystroić na którąś z zabaw władzy jak na bal, ale tylko wyjątkowi, jak Nina Andrycz i Józef Cyrankiewicz, mieli dobre maniery i gust.
Lata 60. (do 1968 r.) należały w Polsce do młodzieży. Studenckie bale w aulach uczelni organizowano na początku i końcu karnawału. Warszawska ASP, z przedwojenną tradycją najbardziej nieprzyzwoitych publicznych imprez w II RP, teraz stawiała na wyobraźnię twórczą. Podobnie jak przed wojną organizowała bale przebierańców, dyskredytując te z lat 30. Przed wojną żadnemu z niedoszłych artystów nie przyszło do głowy, żeby się przebrać za któryś z kościołów. Tymczasem w latach 60. i 70. na parkiecie tańczyło co roku po kilka Pałaców Kultury i Nauki.
Bal w dyskotece - zabawa schyłkowego PRL
Pod koniec lat 60., gdy razem z upowszechnieniem się zachodnich filmów szarsze kręgi społeczeństwa dowiedziały się (nie tylko od babć i dziadków), czym jest balowa elegancja, władza zaczęła ubierać się na swoje pokazywane potem przez Polską Kronikę Filmową bale nieco bardziej wyrafinowanie, bo korzystając z profesjonalnych doradców. Dla elity szyli: warszawska Telimena, Dom Mody Polskiej i wybitni krawcy prywatni. Stroje były takie jak gusta małżonek – raz elegantsze, innym razem dużo mniej.
W latach 70. pojawiły się pierwsze dyskoteki, na których młodzi dziewczyny i chłopcy byli ubrani lepiej od żon rządzących w komitetach partii, nie wyłączając centralnego. Co więcej – tak jak bywalcy dużych dyskotek na Zachodzie. Podobnie było podczas domówek, balów szkolnych i dancingów – im młodsze pokolenie, tym lepiej wyglądało w ubraniach z ciuchów, ale także zgodnie ze wskazówkami ikony stylu Barbary Hoff, zakładów odzieżowych Cora czy Dana.
Lata 80. ze stanem wojennym w tle może nie sprzyjały balom, ale ludzie nadal bawili się po domach, bo jak przeżyć nieustający karnawał zdarzeń w Polsce, jeśli nie tańcząc?