Bitelsi są „popularniejsi od Jezusa” już 51 lat. Do dziś zbija się na nich majątek!

2017-03-04 11:00

Londyn, wieczór 4 marca 1966 r. Nic nie zapowiada poruszenia, które ma wybuchnąć. Wszystko zmienia się, kiedy do rąk czytelników trafia świeżutki numer „London Evening Standard”. To właśnie w nim ukazuje się wypowiedź Johna Lennona, lidera niesamowicie popularnej grupy The Beatles, który mówi buńczucznie: „Chrześcijaństwo zniknie. The Beatles już teraz są popularniejsi od Jezusa!”. Te obrazoburcze słowa wywołały mnóstwo kontrowersji, ale nie miały negatywnego wpływu na popularność zespołu, który, choć istnieje już tylko we wspomnieniach fanów, wciąż generuje ogromne pieniądze.

W połowie lat 60-tych XX w. Bitelsi byli u szczytu popularności. Nic więc dziwnego, że każdy ich ruch wzbudzał ogromne zainteresowanie fanów. Było ono duże do tego stopnia, że zespołowi poświęcono nawet rubrykę w brytyjskim dzienniku popołudniowym „London Evening Standard”, w której ukazywała się seria artykułów „Jak żyje Bitels” autorstwa kronikarki Maureen Cleave. Znała ona członków zespołu naprawdę dogłębnie, mając ponoć romans z każdym z nich. 4 marca 1966 r. przypadał kolejny odcinek cyklu. To właśnie w nim padły kontrowersyjne słowa Lennona. Co dokładnie powiedział muzyk? „Chrześcijaństwo się kończy. Skurczy się i zaniknie. I nie ma potrzeby się o to kłócić, bo to fakt. Już teraz jesteśmy popularniejsi od Jezusa” - zadeklarował, mając na myśli zespół, na którego czele stał.

Diabeł wcielony

Wywiad z Lennonem wywołał poruszenie na Wyspach, ale nie było ono przesadnie wielkie. Wszystko zmieniło się, kiedy jakiś czas później słowa muzyka przedrukował amerykański magazyn dla nastolatków „Datebook”. Wtedy podniosło się larum. Oburzeni Amerykanie nawoływali do bojkotu Bitelsów, a nawet do organizowania akcji palenia ich płyt i akcesoriów z nimi związanych! Lennon był nazywany diabłem wcielonym, a tournée grupy po Stanach Zjednoczonych stanęło pod znakiem zapytania. Menedżer muzyków wystosował jednak przeprosiny, trasa koncertowa odbyła się, ale zakłócały ją pogróżki pod adresem Lennona. Mimo wszystko słowa lidera Bitelsów zostały przekute na sukces zespołu, bo tournée okazało się dużym komercyjnym hitem.

ZOBACZ TEŻ: Wpływy serwisów muzycznych przerosły przychody ze sprzedaży płyt

Jak pokazał czas, lider zespołu bardzo mylił się w swoich przewidywaniach. Chrześcijaństwo ma się dobrze, a Bitelsi przeszli do historii na początku lat 70-tych. Lennon został zastrzelony w Nowym Jorku w 1980 r., w roku 2001 na raka krtani zmarł George Harrison. Paul McCartney i Ringo Starr pozostają jedynymi żyjącymi członkami grupy, a niegdysiejsza sława przynosi im niebagatelne pieniądze. McCartney stale pojawia się w rankingach najbogatszych muzyków świata z majątkiem szacowanym nawet na 1,2 mld dolarów (4,8 mld zł), zupełnie nieźle radzi sobie również Starr uważany za jednego z najbogatszych perkusistów globu – z majątkiem w kwocie 350 mln dolarów (1,4 mld zł). Ciekawe są też inne kwestie finansowe związane z Bitelsami.

Jackson panem Bitelsów

Skomplikowana jest sytuacja prawna największych hitów wykonywanych przez zespół, takich jak choćby „Yesterday”, „Hey Jude” czy „Let it Be”. Skomplikowana, ale i bardzo interesująca. Obecnie właścicielem praw do ponad 260 piosenek Bitelsów jest wydawnictwo Sony/ATV. Wszystko przez to, że John Lennon i Paul McCartney już na początku kariery podpisali bardzo niekorzystny kontrakt, skonstruowany tak sprytnie, że właściwie z miejsca pozbawił ich prawa do nagrań, odtworzeń i udzielania licencji na ich hity, pozostawiając im tylko prawa autorskie. Doszło do paradoksalnej sytuacji, że Paul McCartney, jak się kiedyś skarżył, za każdym razem, gdy śpiewał „Hey Jude”, musiał komuś za to zapłacić! O tym, jak duże to pieniądze, świadczy sytuacja z 2014 r., w której pojawia się wątek polski.

Z okazji 10-lecia naszego kraju w Unii Europejskiej Kancelaria Premiera wpadła na pomysł przygotowania klipu, który pokazywał dorobek rozwojowy Polski. W tle minutowego filmiku puszczono fragment „Hey Jude”, który był wart… 319 tys. zł! Dokładnie tyle kosztowało bowiem prawo do użycia piosenki Bitelsów, co stanowiło jedną trzecią kosztów całego klipu! W 1985 r. prawa do piosenek duetu Lennon-McCartney przejął nie kto inny jak sam Michael Jackson. Ironią losu jest fakt, że kilka lat wcześniej pomysł ten, wypiwszy nieco za dużo wina, podsunął mu... McCartney, który sam zarabiał na podobnej działalności w odniesieniu do innych zespołów. Wtedy obaj panowie byli w bardzo dobrej komitywie, która skończyła się, kiedy do McCartneya dotarło, że jego własna idea obróciła się przeciwko niemu. Po śmierci króla popu piosenki trafiły (za 750 mln dolarów, czyli ok. 3 mld zł!) do wspomnianego już Sony/ATV, z którym Jackson był biznesowo powiązany.

Drogocenny pukiel włosów

Teraz McCartney walczy o zwrócenie mu praw do hitów wartych prawdziwy majątek. Na początku bieżącego roku złożył już nawet pozew przeciwko wytwórni, mimo że zgodnie z amerykańskimi przepisami prawa powinny powrócić do niego „z automatu” w roku 2018, czyli po 56 latach od publikacji pierwszych przebojów. Były członek Bitelsów nie wierzy jednak w pokojowe przekazanie mu praw do piosenek, dlatego też zdecydował się na sądową batalię. Warto tu zaznaczyć, że nie tylko na piosenkach zespołu The Beatles można się nieźle wzbogacić. Co jakiś czas pojawiają się nowe doniesienia o licytacjach, podczas których przedmioty związane z grupą sprzedawane są za astronomiczne pieniądze. Tak było choćby ponad rok temu, kiedy fan Bitelsów kupił na aukcji… pukiel włosów Johna Lennona. Zapłacił za nie 35 tys. dolarów, czyli ok. 140 tys. zł! 10-centymetrowy pukiel został ścięty przez niemieckiego fryzjera w Hamburgu, kiedy Lennon pojechał tam w pamiętnym roku 1966 na plan filmu satyrycznego „Jak wygrałem wojnę”, w którym grał żołnierza. Włosy ściął specjalnie do tej roli.

ZOBACZ TEŻ: Tajemniczy Grek kupił krakers z Titanica. Za 90 tys. zł!

Bardzo cenny okazał się również garnitur Lennona, który został zaprojektowany specjalnie dla Bitelsa w latach 60-tych. Później trafił do londyńskiego muzeum figur woskowych Madame Tussaud. We wrześniu 2016 r. został wystawiony na aukcję z ceną 65 tys. dolarów (260 tys. zł). Z kolei w 2015 r. perkusję Ringo Starra sprzedano w Los Angeles za 2,1 mln dolarów (8,4 mln zł)! Pięć lat temu gigantyczną cenę 27,5 tys. funtów (137,5 tys. zł) osiągnął plakat reklamujący koncert Bitelsów z 1962 r., gdyż do naszych czasów przetrwał tylko jeden jego egzemplarz. Przedmioty związane z Bitelsami, które osiągały na aukcjach zawrotne kwoty, można mnożyć i mnożyć. W cenie są pierwsze kontrakty podpisywane przez grupę, plakaty z muzykami, a nawet… pocztówki wysyłane u szczytu sławy do rodzin! Ech, gdyby tylko w ramach wiosennych porządków, podczas przekopywania strychu czy pawlacza, jakimś cudem znaleźć choćby starą gazetę z wzmianką o Bitelsach... Mogłaby być na wagę złota!

Źródła: antyradio.pl, life.forbes.pl, pap.pl, eskarock.pl, money.pl, billboard.com, wyborcza.pl, therichest.com, ultimateclassicrock.com

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Najnowsze