Kościół w Polsce to potężna instytucja, współfinansowana z budżetu państwa poprzez setki milionów złotych. Jednak głównymi żywicielami proboszczów czy biskupów są wierni, gdzie kwoty sięgają niebagatelnie wyższych sum. Kościół Katolicki ma jednak problem, bo ich finansowe zaplecze zaczyna się kurczyć. Wierni najzwyczajniej opuszczają się wspólnotę. Jedynym pocieszeniem dla Kościoła Katolickiego jest fakt, że większość nie dokonuje tego formalnie - by oficjalnie tego dokonać, potrzebny jest akt apostazji.
Chociaż liczba opuszczających oficjalnie szeregi Kościoła w Polsce rośnie, wciąż jest mała. Nic dziwnego - przeszkodą są księża, którzy utrudniają dokonanie apostazji... bo OFICJALNIE nic nie kosztuje. Wystarczy złożyć dokumenty i koniec. W teorii.
Jednym z podstawowych dokumentów, jakie potrzebne są by wypisać się z Kościoła Katolickiego jest świadectwo chrztu zwane też aktem chrztu, które przedstawiamy wraz z innymi dokumentami proboszczowi. By je otrzymać trzeba zgłosić się do parafii i... zapłacić, co łaska. Za skrócony odpis aktu chrztu ceny to 10-20, a nawet 50 złotych w większych miastach. Pełne świadectwo chrztu kosztować może kosztować nawet 100 złotych, a którego zażyczy sobie od nas proboszcz, tego nie wiadomo (i często księża wcześniej nie informują, odsyłając do stron internetowych). Patrząc na licznik apostazji, który wystartował w Polsce na koniec roku 2020 i przekroczył 2 tys. osób, to na nich Kościół mógł zarobić lekką ręką od 10 do kilkudziesięciu tysięcy złotych, a to przecież tylko osoby, które same potwierdziły apostazję. Oficjalnej liczby osób wypisany z Kościoła Katolickiego w Polsce nie znamy - Instytut Statystyki Kościoła dopiero zaczął prace nad takim raportem.
Akt chrztu to jednak dla niektórych księży za mało i na apostazji zwietrzyli dodatkowy biznes do własnej kieszeni. Ostatnio głośno było o przypadkach dwóch parafii, z Krakowa i Otwocka, gdzie proboszczowie żądali dodatkowych pieniędzy za wypisanie z Kościoła. Jak? Proboszcz parafii na krakowskim Kurdwanowie ks. Dariuszem Firsztem od wielu miesięcy utrudnia apostazję aż czterem osobom, prosząc m.in. o pieniądze za dostarczenie dokumentów do kurii albo... dodatkowych 9 złotych za znaczek pocztowy. W rozmowie z "Gazetą Wyborczą" stwierdził, że zwrot opłat za pocztę to na Kurdwanowie tradycja. Proboszcz z Otwocka po złożeniu odpowiednich dokumentów do apostazji stwierdził, że decyzja podjęta zostanie po uiszczeniu opłaty-ofiary przelewem, bo jego samochód na wodę nie jeździ. Po reakcji "GW" ksiądz został wezwany przez Archidiecezję na dywanik.