Ile zarabia Polak, a ile Rumun?
Wśród państw członkowskich UE najwyższe średnie roczne skorygowane wynagrodzenie w pełnym wymiarze czasu pracy w 2021 r. odnotowano w Luksemburgu (72,2 tys. euro), a następnie w Danii (63,3 tys. euro) i Irlandii (50,3 tys. euro). Tymczasem najniższe wartości wskaźnika odnotowano w Bułgarii (10,3 tys. euro), na Węgrzech (12,6 tys. euro) i Rumunii (13 tys. euro). Polska znalazła się na czwartym miejscu od końca ze średnim wynagrodzeniem w wysokości 14,4 tys. euro, czyli nawet nie połowy średniej dla całej wspólnoty.
W październiku 2021 roku Rada UE przyjęła dyrektywę w sprawie niebieskiej karty. Określa ona warunki wjazdu i pobytu oraz zatrudnienie obywateli państw trzecich, którzy chcą mieszkać i pracować w UE, a posiadają wysokie kwalifikacje zawodowe. System ten ma przyciągnąć i zatrzymać osoby o wysokich umiejętnościach, wykształceniu i predyspozycjach, zwłaszcza w sektorach borykających się z niedoborem wysoko wykwalifikowanych kadr.
Dyrektywa ta wymaga stosowania średniego wskaźnika wynagrodzeń dla każdego państwa członkowskiego UE oraz przy udzielaniu zezwoleń na pracę wysoko wykwalifikowanym pracownikom. Wskaźnik ten opiera się na połączeniu rachunków narodowych i danych z Badania Aktywności Ekonomicznej Ludności (BAEL). Koryguje się go, wyrażając wynagrodzenia pracowników zatrudnionych w niepełnym wymiarze czasu pracy jako ekwiwalenty pełnego czasu pracy.
Rząd chwali się wzrostem płac. I co z tego?
Ostatni odczyt GUS za grudzień pokazał, że choć Polacy zarabiają średnio o 13,9 proc. więcej niż rok temu, to i tak całą podwyżkę zjadają wyższe ceny. W tym samym okresie bowiem inflacja wyniosła 17,5 proc. Realnie więc średnia pensja spadła o prawie 5 proc.
Zdaniem rządu trend jednak powinien dość szybko się odwrócić. Już w przyszłym roku wzrost wynagrodzeń ma średniorocznie przekroczyć 10 proc., podczas gdy inflacja powinna spaść do 9,8 proc.
Na pocieszenie można zacytować jedynie szefa polskiego banku centralnego, Adama Glapińskiego, który stwierdził, że za 10 lat przeciętne PKB na głowę mieszkańca - mierzony według siły nabywczej - w Polsce może osiągnąć poziom Francji. Dla każdego Polaka Francja jest krajem bogatym, zamożnym.
Pytanie tylko na jakim poziomie będzie za 10 lat, Francja, bo jej PKB przecież nie stoi w miejscu.