Każdy stracił
Konflikt zbrojny, który wg Rosji miał skończyć się kapitulacją Ukrainy w ciągu pierwszych kilkudziesięciu godzin natarcia, trwa już dwa lata. Przez te dwa lata doszło do potężnego uszczerbku ukraińskiej gospodarki, ale jej wpływ przenosi się również szerzej na cały świat. Według badań National Institute of Economic and Social Research Rosja straciła na wojnie w 2022 i 2023 roku nieco ponad 11% PKB. W przypadku Ukrainy te straty liczymy już w kilkudziesięciu procentach. Dla świata wpływ ten jest ograniczony i wynosi ok. 1 punktu procentowego. Z kolei dla strefy euro jest to już strata rzędu 1,2 i 1,5 punktu procentowe w przeciągu dwóch poprzednich lat.
Konflikt doprowadził do załamania wielu szlaków handlowych, ale przede wszystkim wpłynąć do potężnego wzrostu cen surowców. Rosja jest dużym producentem i eksporterem takich surowców i towarów jak ropa, gaz ziemny, pszenica, kukurydza, aluminium, pallad czy nawozy sztuczne. Chwilowy brak dostępu do rosyjskiego rynku, wywołany m.in. sankcjami doprowadził do tego, że ceny poszybowały nierzadko o kilkaset procent. To oczywiście napędziło jedynie rosnącą inflację, która reagowała na znaczny przypływ kapitału ze strony rządów i banków centralnych po pandemii. Sam wpływ wojny pomiędzy Rosją i Ukrainą mógł dodać do światowej inflacji ok. 1.8 punktu procentowego w 2022 roku oraz 0.9 punktu procentowego w 2023 roku. Z racji bliskości konfliktu najbardziej narażone były oczywiście kraje europejskie. Brak dostępności tanich surowców energetycznych z Rosji doprowadził do potężnych wzrostów cen w Polsce, Słowacji, Czechach, Węgrzech czy również krajach bałtyckich. Ostatecznie udało się zastąpić rosyjskie dostawy, ale z pewnością nie można mówić o żadnych pozytywnych aspektach tej sytuacji poza zwiększeniem dywersyfikacji i zwiększeniem bezpieczeństwa energetycznego na przyszłość.
Świat surowców powrócił do normy, a wraz z nim inflacja
Ceny surowców unormowały się relatywnie szybko, biorąc pod uwagę dosyć duże obawy o dostępność. Ropa naftowa utrzymywała się powyżej 100 dolarów za baryłkę od lutego do czerwca, ale brak dużych spadków w eksporcie ze strony Rosji, która przekierowała swój surowiec na rynek azjatycki oraz znalezienie innych dostawców przez Europę doprowadziło do tego, że cena ropy spadła o 50% od szczytów z 2022 do dołków z 2023. Bardzo podobna sytuacja miała miejsce w przypadku pszenicy. Porozumienie z Rosją w stosunku do eksportu pszenicy z Ukrainy drogą morską pozwoliło na znalezienie również innych rynków zbyt i przeniesienie transportu na drogę lądową, choć to z kolei doprowadziło do potężnych problemów dla europejskich rolników, którzy zostali zmuszeni do konkurowania z ukraińską pszenicą i innymi towarami rolnymi. Z racji tego, że transport drogowy jest kilkukrotnie droższy niż morski, towary rolne kończyły swoją podróż w krajach ościennych, co oczywiście jest znaczącym problemem, chcąc pogodzić własne interesy z dalszym wspieraniem państwa ukraińskiego w walce z najeźdźcą.
Zdecydowanie burzliwiej było w przypadku gazu. Gaz rosyjski do Europy trafiał przede wszystkim gazociągami, dlatego rezygnacja z tego surowca nie była taka oczywista. Przecież jeszcze kilka lat wcześniej Niemcy naciskały na zmianę miksu energetycznego z głównym nastawieniem na gaz, przede wszystkim ten rosyjski. Obecnie w Niemczech trwa stagnacja, która jest powiązana z tym, że kraj rozwijał się dynamicznie dzięki tanim surowcowym, a tych w tym momencie brakuje.
Europa przestawiła się jednak na gaz LNG i w tym momencie ceny zaczynają zbliżać się do poziomów sprzed pandemii, co związane jest ze wzrostem konkurencyjności na rynku gazu skroplonego. Europa dalej ściąga gaz z Rosji w postaci LNG, ale od prywatnych firm i w minimalnym stopniu, choć również ten import ma się w najbliższym czasie zakończyć. Niemniej warto pamiętać, że dla Rosji najbardziej dotkliwy jest brak dostępności rynku europejskiego dla ropy, choć również w tym wypadku znaleziono również obejścia. Nierzadko dochodziło do przeładunków czy zmiany bandery czy po prostu sprzedaży produktów ropopochodnych z wcześniej nieistniejących kierunków. Warto zauważyć, że do Europy trafiają w tym momencie paliwa z Indii. Jednocześnie europejscy producenci znacznie zwiększyli eksport swoich produktów do Kazachstanu i innych krajów byłego Związku Radzieckiego. Raczej trudno mówić tu o braku związku z sankcjami.
Uwaga Amerykanów skierowana również w inną stronę
Przez te dwa lata świat przywyknął jednak do konfliktu. Nie wszyscy są chętni do dalszego dokładania do konfliktu, nawet ryzykując możliwość rozprzestrzenienia się go na inne kraje. Stany Zjednoczone już przed konfliktem były mało zainteresowane Europą i patrzyły raczej w kierunku Tajwanu. Do tego teraz dochodzi sytuacja na Bliskim Wschodzie, nie tylko w związku z konfliktem między Izraelem oraz Hamasem, ale również atakami ze strony Houthi, którzy wspierani są przez Iran na statki handlowe. Biorąc pod uwagę tę sytuację, rynek ropy mógłby stać się jeszcze bardziej napięty niż w przypadku wojny pomiędzy Rosją oraz Ukrainą, jeśli doszłoby do dalszej eskalacji.
Dalsze sankcje, ale wstrzymana pomoc
Rosja w dużej mierze została odizolowana od światowego systemu finansowego, a wiele aktywów zagranicznych zostało jej zamrożone. Trwają prace nad zajęciem tych środków i przeznaczeniem ich na odbudowę Ukrainy, ale biorąc pod uwagę skomplikowane prawo, będzie to z pewnością trudna i bardzo długa droga.
Tymczasem obecna sytuacja na froncie utknęła w martwym punkcie, choć mówi się również o dużych problemach Ukrainy w związku z brakiem odpowiedniej liczby sprzętu wojskowego. Amerykański Senat przegłosował ustawę wartą 95 mld USD, w której duża część miała być przeznaczona na pomoc Ukrainie, Izraelowi oraz Tajwanowi. Spiker Izby Reprezentantów zdecydował się jednak wysłać Kongresmenów na 2 tygodniowe wakacje i środki są na ten moment wstrzymane, co jest oczywiście powiązane z politycznymi rozgrywkami. Środki te prędzej czy później powinny być uruchomione, co doprowadzi do zwiększenia całej amerykańskiej pomocy do poziomu 170 mld dolarów, chociaż od objęcia większości przez Republikanów w Izbie Reprezentantów od stycznia 2023 roku, nie zatwierdzono żadnej większej pomocy dla Ukrainy. To z kolei skłania nas do zadania pytania, co jeśli Donald Trump wygra wybory?
Wybory w USA mogą być kluczowe dla Ukrainy
Nie ma chyba osoby, która nie usłyszałaby o ostatnich słowach Donalda Trumpa na temat chęci wycofania się z NATO czy nawet pośredniego nakłaniania Rosji do ataku na kraje, które niedostatecznie się zbroją. Dla większości krajów europejskich nie jest to problem. Polska ma największy udział wydatków na zbrojenia w stosunku do PKB w całym NATO, większym nawet od Ukrainy. Do grona państw wydających więcej niż 2% do PKB dołączają również Niemcy oraz Francja. Niemniej przemysł zbrojeniowy w Europie nie ma się tak dobrze jakby mogło się wydawać. Dostawy z Europy do Ukrainy są niewystarczające, co doprowadziło również do jeszcze większego nastawienia Ukrainy na własną produkcję.
Wracając jednak do Trumpa, nie tylko zagrożona będzie sytuacja w Europie, ale przede wszystkim w Azji czy również na Bliskim Wschodzie. Najprawdopodobniej moglibyśmy spodziewać się kolejnej wojny handlowej, która mogłaby przerodzić się w większy konflikt. Trump z kolei pod względem militarnym mógłby skupić się na Bliskim Wschodzie, co również mogłoby doprowadzić do potężnych ruchów na rynku surowców energetycznych. Chociaż sama wygrana Trumpa mogłaby dobrze wróżyć w kontekście podatkowym dla Amerykanów czy amerykańskich spółek (tak jak było to w 2016 roku), to jednak konsekwencje innych działań mogą być zabójcze.