Przyjrzyjmy się tej męskiej krzywdzie bliżej. System emerytalny po reformie w 1999 roku faktycznie wprowadza zasadę tzw. zdefiniowanej składki, która w dużym uproszczeniu polega na tym, że ile wpłacisz do systemu, tyle z niego dostaniesz (wartość odprowadzanych składek jest ewidencjonowana i służy do wyliczenia naszego świadczenia). W praktyce jest jednak trochę inaczej – jedni dostaną więcej, inni mniej – w zależności od tego, czy będą żyli dłużej, czy krócej niż średnia. Nie jest to bowiem bank, ale system ubezpieczeń społecznych! Polega on na tym, że mój znajomy emeryturę będzie dostawać dożywotnio, a nie tylko do momentu osiągnięcia przez niego wieku równego prognozowanej długości życia. Znajomy z wyższym wykształceniem, żyjący w dużym mieście, mający pracę umysłową statystycznie powinien żyć sporo dłużej niż średnia, a zatem pewnie wyciągnie z systemu więcej, niż doń włoży.
ZOBACZ Polski Ład czy noworoczne porządki? [FELIETON]
Jeśli system emerytalny kogoś dyskryminuje, to kobiety. Dlaczego? Pozwala im pracować krócej niż mężczyznom – tylko do 60 roku życia. Co to oznacza? Przykładowo konieczność odłożenia w ciągu 35 lat pracy zawodowej takich środków, by móc utrzymać się przez 22 lata emerytury. Zadanie godne supermanki, albo… matki Polki. No właśnie.
Jakby tego było mało, macierzyństwo – jedno z najpiękniejszych w życiu człowieka i najważniejszych dla społeczeństwa zjawisk – w perspektywie emerytalnej również stawia kobiety w gorszej pozycji. Konieczność opiekowania się dzieckiem w praktyce skutkuje odprowadzeniem niższych składek do ZUS. Decyzja o macierzyństwie z reguły wpływa na przebieg kariery zawodowej, nie wyklucza jej, ale czyni większym wyzwaniem. Niezależnie od tego kobiety nadal dotyka zjawisko szklanego sufitu – mają utrudnioną drogę do wysokich stanowisk, które wiążą się z wyższymi zarobkami. Mało? Tak, mało – kobiety za te samą pracę wynagradzane są gorzej od mężczyzn. To wszystko powoduje, że kobiety w ZUS gromadzą mniej składek niż mężczyźni i dlatego mają niższe emerytury.
Co my kobiety możemy z tym zrobić? Po pierwsze pamiętać o tym problemie i uczulać na to inne kobiety. Po drugie nie dać się zwieść pozornie korzystnym rozwiązaniom, jak krótsza praca i pracować dłużej – ale stosownie do sił i w odpowiednim wymiarze. Po trzecie zadbać o dodatkowe oszczędności w budżecie domowym i przeznaczyć je na nasze zabezpieczenie emerytalne. Po czwarte mądrze te oszczędności inwestować. Jak? O tym w przyszłym tygodniu.
Małgorzata Rusewicz, prezes IGTE, prezes zarządu IZFIA