Zaplanowane przez premiera Mateusza Morawieckiego PPK są jednym z pomysłów wsparcia systemu emerytalnego, który według prognoz wkrótce może nie być w stanie zapewnić emerytom minimum koniecznego do przeżycia. Składki na PPK oczywiście uszczuplą w niewielkim stopniu pracownicze wynagrodzenia, ale zarazem pozwolą z większym optymizmem spojrzeć w przyszłość. Takiej sytuacji boi się jednak sektor górnictwa kamiennego.
Według informacji podanych przez „Rzeczpospolitą”, minister energii, Krzysztof Tchórzewski wyliczył, że za nowe składki kopalnie zapłacą 107 mln złotych rocznie, a na to ich najzwyczajniej w świecie nie stać. Wydatki mogą być nawet jeszcze większe, gdyż po konsultacjach ze związkami zawodowymi górników wychodzi, że ci mogą żądać zwiększenia swojej pensji netto o tyle, ile będzie im potrącone za PPK.
W opinii Jeremiego Mordasiewicza, eksperta Konfederacji Lewiatan, taka ocena Ministerstwa Energii jeszcze dobitniej pokazuje, że górnictwo w Polsce ma specjalne przywileje i nie podlega normalnym prawom rynku.
- Nas też nie stać na nowe składki. Nie rozumiem, dlaczego państwowe kopalnie miałyby być traktowane inaczej niż prywatne firmy, które będą miały obowiązek zapłaty nowych składek w razie przystąpienia pracownika do PPK – mówi, cytowany przez „Rzeczpospolitą” Mordasiewicz. Dodaje przy tym, że w górnictwie i energetyce, nawet jak sytuacja finansowa spółki jest zła, to pracownicy i tak mają zagwarantowany w układach zbiorowych wzrost wynagrodzeń. Inaczej mówiąc, w przeciwieństwie do prywatnych firm, stoją na uprzywilejowanej pozycji.
Ministerstwo Finansów, jeden z inicjatorów pomysłu PPK, nie odnosi się póki co do postulatu resortu energii. Zdaniem „Rzeczpospolitej”, minister Tchórzewski swój pomysł zamierza oficjalnie przedstawić na posiedzeniu rady ministrów, na której ma zapaść decyzja o przesłaniu projektu w sprawie PPK do Sejmu.