100 tys. dolarów – tyle Uber – spółka technologiczna, która za pośrednictwem aplikacji łączy pasażerów z kierowcami, zapłaciła hakerom za kradzież w sumie 57 mln danych - klientów i kierowców. Firma trzymała ten fakt w tajemnicy przez ponad rok, a osoby, które nie ujawniły tej wiadomości zostały zwolnione.
- To nie powinno było się zdarzyć, nie będziemy szukać wymówek. I chociaż nie możemy wymazać przeszłości, mogę zapewnić w imieniu każdego pracownika Ubera, że uczymy się na błędach i zmieniamy sposób, w jaki prowadzimy firmę – skomentowała Magdalena Szulc w imieniu Uber Polska.
Według szefa Ubera, który opisał sytuację na firmowym blogu na razie „nie ma sygnałów, by skradzione dane zostały wykorzystane niezgodnie z przeznaczeniem". Firma, po odkryciu incydentu miała podjąć kroki, by zabezpieczyć dane i przeciwdziałać nieuprawnionemu dostępowi hakerów. Udało się zidentyfikować cyberprzestępców, a zebrane dane miały zostać zniszczone – zapewnił CEO Ubera.
Po kradzieży danych miały zostać zastosowane także „specjalne środki bezpieczeństwa", by ograniczyć dostęp i wzmocnić kontrolę".
Na koniec swojego wpisu na blogu Dara Khosrowshahi zapewnił, że „nie ma żadnych wymówek na to, co się stało, ale może zapewnić w imieniu każdego pracownika Ubera, że uczymy się na naszych błędach".
Z aplikacji Ubera w Polsce korzysta już ponad milion użytkowników, a liczba ta ciągle rośnie.
Polecamy: Taxi, Uber czy wypożyczenie auta – co się najbardziej opłaca?
Sprawdź również: SZOK! Uber traci licencję na przewóz osób w Londynie
Źródło: /Bloomberg /Uber.com