Pracownicy Zakładu Ubezpieczeń Społecznych niejednokrotnie sprawdzają, co robimy, z kim się znamy i jak spędzamy czas online. Zwłaszcza, kiedy przebywamy na L4 lub rencie. Ostatnio przekonała się o tym kobieta, która złożyła wniosek o przyznanie jej renty. Utrzymywała, że „leczy się u psychiatry, neurologa i kardiologa", a jednocześnie potrzebuje „całkowitej, stałej i długotrwałej obsługi w związku z niezdolnością do samodzielnej egzystencji". Po ostatniej waloryzacji rent i emerytur wnioskująca mogła liczyć na wyższe niż dotychczas wsparcie ze strony państwa.
Zobacz: Osiągniesz wiek emerytalny, nie dostaniesz renty!
Mimo złego stanu zdrowia delikwentka przejawiała aktywność na Facebooku. ZUS odkrył, że ma ona dużo znajomych w serwisie Zuckerberga. Doszedł do wniosku, że skoro kobieta funkcjonuje w internecie, to znaczy, że potrafi się skupić i obsługiwać komputer. Według urzędników te umiejętności miały jej wystarczyć do znalezienia i utrzymania pracy. W efekcie urząd nie przyznał chorej renty – donosi Bezprawnik.pl.
Polecamy: Emeryci błyskawicznie wracają do pracy? Zagadkowa sytuacja na polskim rynku
Internautki nie przekonała jednak argumentacja urzędników. Postanowiła dochodzić swoich praw w sądzie. Biegli lekarze stwierdzili u powódki „organiczne zaburzenia urojeniowe z upośledzeniem umysłowym na pograniczu stopnia umiarkowanego i lekkiego oraz bóle głowy". Na tej podstawie sąd w Siedlcach wydał decyzję, zgodnie z którą do sierpnia 2019 roku kobiecie należy się renta.
Oprac. na podst. bezprawnik.pl, tech.wp.pl