Nasza fantastyczna drifterka posiada dwa przystosowane do profesjonalnych zawodów Nissany S14, które nieustannie udoskonala. W USA buduje właśnie trzeci taki sam, a prywatnie, zwraca na siebie uwagę na mieście, poruszając się po stolicy różowym bardzo efektowwnym Camaro.
- W Polsce mamy dwa samochody, które wybudowaliśmy w zeszłym roku, na ten rok musieliśmy je przebudować. Teraz w Stanach jednocześnie budujemy trzeci, żeby nie trzeba było transportować tych z Polski. Niebawem w USA wystartuję w Formula Drift, najbardziej prestiżowej lidze driftingowej na świecie – zdradza nam Karolina Pilarczyk.
Podczas zawodów, a nawet treningów bardzo często uszkodzeniu ulegają pojazdy, a części zużywają się w błyskawicznym tempie. Trzeba mieć niezły zapas gotówki, żeby móc trenować i startować w rywalizacji.
ZOBACZ TEŻ: Zenek Martyniuk i jego potężny majątek. Tyle za jeden występ dostaje król disco polo
- Drifting jest moją pasją i miłością, więc sto procent pieniędzy wydaję na samochody, ich modyfikację, zawody, inwestuję w zespół. Razem z moim ukochanym nigdy nie mamy dylematów na co wydać pieniądze. Mamy wręcz długą listę potrzeb. W razie przypływu dodatkowych środków zakupimy nową przyczepę, nowy silnik itd… Koszt jednego samochodu to ponad 400 tys. złotych. Podczas jednych weekendowych zawodów zużywa się nawet ok. 40 opon i ponad 250 litrów paliwa, rocznie to już jest ponad 500 zużytych opon – wylicza Karolina specjalnie dla „Super Biznesu”. Nie jest jednak w stanie podać dokładnej sumy, jaką wydaje na auta. - Trudno przekalkulować, ile kosztuje miesięczne utrzymanie takiego auta. Samochody sportowe jeżdżą na najwyższych obrotach, ciągle wymieniamy różne podzespoły, opony. Koszty są ogromne, ale emocje, jakie towarzyszą tej dyscyplinie sportu są nie do opisania – uśmiecha się Pilarczyk.
Zadaliśmy jej również nasze standardowe pytania, co zrobiłaby z kwotą 10 000 złotych, zarobionych lekka ręka lub wygranych dodatkowo. Odpowiedź nas zszokowała. Kwota nie starczyłaby jej na zapas opon na weekend. Jedna sztuka, to koszt ok. 1000 złotych, co przy zużyciu 40, daje nam koszt 40 000 zł na same gumy!
- Niestety 10 tysięcy złotych nie spełniłoby moich najpilniejszych potrzeb związanych z driftingiem. Z najpotrzebniejszych rzeczy, chciałabym mieć drugą skrzynię biegów, drugi dyferencjał i najchętniej jakąś przyczepę która jest zamknięta. Ta kwota jest za mała nawet na weekendowy zapas opon – wyjaśnia drifterka.
Z czego żyje, skoro wszystko wydaje na sport? - Nasz zespół to jest przede wszystkim firma PR, świadcząca usługi w oparciu o moto-sport. Działamy trochę jak agencja reklamowa, zarabiam na różnych kampaniach, mamy przychody i koszty, mam więc z czego żyć i płacić rachunki. Nie mamy wygórowanych potrzeb. Nie żałujemy pieniędzy na udoskonalanie naszych samochodów. Moją kolejną pasją są stare samochody. Mam w swojej kolekcji kilka antycznych pojazdów – ujawnia Karolina. - W przyszłości chciałabym mieć duża firmę, która produkuje samochody przeznaczone do sportu. Jestem pewna, że te marzenia kiedyś spełnię – dodaje z uśmiechem.