Morska rzecz, a cieszy

2021-11-29 20:05

Od pięciu lat jest rzemieślnikiem, chociaż w jego przypadku odpowiedniejsze byłoby określenie „twórca”. Używając prostych narzędzi wytwarza marynistyczne przedmioty z drewna wyrzuconego przez morze. Jest latarnikiem. Nawet w przerwach w pracy, zerkając na Bałtyk z wysokości lotu mewy, szlifuje i składa kawałki drewna wygładzonego przez fale. Czy może być jeszcze bardziej morsko?

Wytwarzam, a raczej chyba jednak tworzę, ozdobne przedmioty z drewna wyrzuconego przez Bałtyk. Sprzedaję je turystom, dzięki czemu nie kupują upiornych foczek, koszmarnych rekinków, szklanych kul z delfinkami w śnieżnej zamieci, całego mnóstwa pamiątek, których różnorodności i szpetoty nie sposób opisać - mówi Łukasz Żuchowski, 33-letni latarnik z Jarosławca, który wyrabia i sprzedaje oryginalne pamiątki znad morza i ozdoby domu.

Pomysł na wnętrza: styl toskański w salonie
Morska rzecz, a cieszy

i

Autor: archiwum Łukasza Żuchowskiego

Przypływ pasji

Na dobrych kilka lat, plany, które ostatecznie porzucił, pognały go wgłąb lądu. Po studiach mieszkał w Warszawie, potem w Poznaniu. Ostatecznie jednak nostalgia za morzem i „morskimi rzeczami”, które się z nim wiążą, wygrała. Wrócił. Pierwsze przedmioty z drewna znalezionego na plaży zrobił już dawno. Były to np. świeczniki, które dawał w prezencie znajomym. Ich zachwyty sprawiały, że coraz częściej zaczynał się zastanawiać, czy z tej wielkiej przyjemności, jaką daje mu tworzenie przedmiotów z morskiego drewna, nie zrobić źródła dochodu. Zrobił, choć przyznaje że z tego rodzaju rzemiosła, z jednym wytwórcą, bez systemu dystrybucji, bez drogiego reklamowania się w sieci, nie da rady się utrzymać. Dlatego jest to mały biznes latarnika, który „wystawia” swoje dzieła na Instagramie instagram.com/morskarzecz i Facebooku facebook.com/morskarzecz , prezentując tam ich zdjęcia. Coraz częściej zdarza się, że sprzedaje przedmioty właśnie przez Instagram.

Wieści niesie wiatr

Sezonowy sklep „Morska rzecz”, działający od czerwca do września w nadmorskim Jarosławcu, wakacyjnym kurorcie leżącym niedaleko Ustki, coraz częściej staje się jedynym celem nawet dalekich podróży. Pocztą pantoflową, a także dzięki artykułom w pismach wnętrzarskich, turyści których zachwyciły przedmioty robione z drewna wyrzuconego na plażę przyjeżdżają specjalnie, żeby obejrzeć albo kupić jedyne w swoim rodzaju ozdoby do domu. Materiał na swoje domki rybaków, kutry czy latarnie morskie, firmujący je latarnik gromadzi podczas jesiennych i zimowych sztormów. Wtedy morze wyrzuca masy wygładzonych drewienek, ale i całkiem sporych kawałków drewna. Powstają z nich ozdoby urzekające swoimi srebrzystościami. Bo drewno wyrzucone przez fale, pod wpływem długiego obrabiania podwodnym piaskiem nabiera niepodrabialnego uroku. Niekiedy sztorm wynosi z głębin kawałki czarnego dębu – mające nawet kilka tysięcy lat, o wyglądzie i właściwościach hebanu.

Morska rzecz, a cieszy

i

Autor: archiwum Łukasza Żuchowskiego

„I Kongres ESG”: Praktyczne wskazówki dla przedsiębiorców jak dbać o środowisko i ludzi

Morska rzecz, a cieszy

i

Autor: archiwum Łukasza Żuchowskiego

Echa dawnych kolorów

Rzadko się zdarza, aby firma rzemieślnicza miała darmowe zaplecze materiałowe. Biznes z Jarosławca jest sprzęgnięty z przyrodą. Od niej za darmo dostaje materiały, a w zamian w najmniejszym stopniu jej nie szkodzi.Przedmioty wykonywane i sprzedawane w „Morskiej rzeczy” bardzo dobrze wyglądają w dzisiejszych coraz częściej skandynawskich dziecięcych pokojach, dlatego wielu klientów sklepu w Jarosławcu kupuje je właśnie po to, aby udekorować pokój dziecka. Jeśli na ozdobach pojawiają się elementy malowane, to jest to albo echo dawnego koloru drewna, z czasów zanim zabrało je morze, albo ekologiczna farba akrylowa. Ekologia jest dla Łukasza Żuchowskiego bardzo ważna. Zresztą jego firma jest wręcz „mega eko”: to recykling prawie niekorzystający z energii. Od czasu do czasu w kontenerze ląduje blaszana puszka po farbie.

Ważny wybór

Dzięki „Morskiej rzeczy” turyści w Jarosławcu i okolicach mają wybór i coraz częściej z niego korzystają, rezygnując z przedmiotów wyprodukowanych w Chinach, o bardzo niewielkiej trwałości: te wkrótce zaśmieciłyby Polskę. Morze to mój dostawca materiałów, przybywający nieregularnie, ale sumiennie, mówi właściciel eko-biznesu. - Szczodry i niewyczerpany dostarczyciel pomysłów, kontrahent nastrojów, wiatrów w moje żagle. Morska rzecz bez morza, robiona gdzieś w głębi lądu, nie byłaby aż tak morska, jak morskie jest moje rzemiosło. -Sklep z ozdobnymi przedmiotami i pamiątkami, który prowadzę w sezonie turystycznym w Jarosławcu, jest inny niż reszta okolicznych sklepików. Przekonałem się, że wielu kupujących bałtyckie pamiątki nie znajduje niczego odpowiedniego dla siebie na tradycyjnych stoiskach z przedmiotami wyprodukowanymi w Chinach. Oni właśnie trafiają do mnie. Kupują, chwalą, niekiedy nawet się zachwycają. I to mnie niesie naprzód. Jak fala.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Najnowsze