Spis treści
- Antypolska przedsiębiorczość handlowa
- Bazary, bazarki, targowiska
- Żeby się ubrać, trzeba być zaradną
- Priorytetowy prodiż i inne marzenia
- Oczyściliśmy kraj - będzie raj
- Komitety kolejkowe, czyli czar PRL
- Wpływ piłki i księżyca na popyt na telewizory
Polecany artykuł:
Wyjątek stanowiły gazety codzienne, ponieważ ciągła dostępność prasy informującej o sukcesach socjalizmu w Polsce i na świecie (np. na Kubie) była priorytetem partii. Gorzej już było z tygodnikami i miesięcznikami. Na te trzeba było się zapisywać, rezerwując w kiosku teczkę z gazetami. Abonenci owych teczek mieli pewność, że swoje czasopisma dostaną. Reszta musiała polować.
Antypolska przedsiębiorczość handlowa
„To przez nich, przez tych pogrobowców sanacji, kapitalistycznych dywersantów, do których nie docierają żadne, wicie, słuszne argumenty” – denerwował się towarzysz Bierut - dostawy chleba i czegoś do chleba dla mas pracujących nie zawsze docierają na czas (w domyśle – spóźniają się o kilka dni). To oni – czytano w prasie – dokonując sabotaży, blokują dobrobyt w PRL.
W takich oto okolicznościach zwykli ludzie stawali się myśliwymi. Większość tego, co było niezbędne do przetrwania, trzeba było upolować. Nie było rady: należało wstać bladym świtem i pojechać na wieś. Tam można było kupić swojską kiełbasę, masło, wielki jak księżyc chłopski chleb.
Łowy na wsiach nie zawsze kończyły się sukcesem, bo chłopi mieli absurdalne obowiązki wobec państwa. Niejednokrotnie strach kazał im zamykać chałupę na skobel, a czasem nie mieli czego sprzedać: wszystko poszło do skupu.
Bazary, bazarki, targowiska
Bazary przez cały czas trwania PRL-u były ostoją wolnego handlu. Tutaj tętniło życie od rana do wieczora. Można było kupić wszystkie płody ziemi, począwszy od nabiału na żywej kaczce kończąc. Można było kupić wszystkie towary poszukiwane, jak ubrania i buty, nie tylko używane, ale także nowe prosto od rzemieślników. Można było nabyć towary reglamentowane przez państwo, sprzedawane tylko na talony. I radioodbiornik z zielonym okiem, tom Encyklopedii Powszechnej PWN, zagraniczne papierosy, „świerszczyki” dla dorosłych. Skąd się tam brały, to już inna opowieść.
Warszawski bazar Różyckiego, rembertowskie Ciuchy, krakowski Kleparz, poznańskie targowisko przy placu Wielkopolskim, czy wrocławski rynek na placu Grunwaldzkim oferowały wszystko, czego nie można było dostać w państwowych sklepach. Było tam wszystko, zgodnie z zasadą, że popyt czyni podaż. Na bazarze zawsze można było kupić: wódkę, koronkowe biustonosze, jeansy, świece zapłonowe do samochodu, kawę z przemytu, radzieckie zegarki, tureckie kożuchy, wełnianą włóczkę z Podhala i jeszcze więcej. Zazwyczaj towary chodliwe schodziły po cenach umiarkowanych, produkty rozchwytywane po znacząco wyższych.
Żeby się ubrać, trzeba być zaradną
Kiedyś jednak i wojna, i żałoba po niej, musiały się skończyć. Nowe pokolenie doszło do głosu. Młode dziewczyny wyległy na ulice w sukienkach na sztywnych halkach. Z wdziękiem nosiły zgrabne żakieciki i namalowane na nogach pończochy ze szwem. Światowy styl lat 50. zawdzięczał zawrotną karierę w PRL kobiecym pismom ze zdjęciami zachodnich modelek i wykrojami.
Dzięki nim nawet mało wprawna krawcowa mogła uszyć modną kreację. Gorzej było z materiałami. Od połowy lat 50., gdy tylko rozpędził się przemysł lekki, w sklepach z materiałami nawinięte na grube bele zaczęły się pysznić kretoniki, perkaliki, tafty na sterczące spódnice szyte „z koła”, a czasem nawet milanowskie jedwabie i czyste żywe wełny z Bielska-Białej. Te ostatnie bardzo drogie, a mimo to i one znajdowały swoich łowczych. Maszyny do szycia terkotały w całej Polsce, a władza chwaliła się, że na odcinku przędzalniczym socjalizm odnosi sukcesy.
Priorytetowy prodiż i inne marzenia
Gospodynie domowe polowały na prodiże. Te elektryczne brytfanny do pieczenia zrobiły w latach 60. oszałamiającą karierę. Zelektryfikowane miasta, miasteczka i wsie łaknęły jak kania dżdżu prodiżu, który ułatwiał życie każdej gospodyni. Można w nim było upiec ciasto lub pieczeń z warzywami. Powstało wówczas mnóstwo poradników kulinarnych, jak i co piec w prodiżu.
Turyści, a szczególnie turystki, spędzające urlop gdzieś w Polsce powiatowej odkryły, że warto odwiedzić sklepy “Samopomoc chłopska”. Tam w ramach sprawiedliwego społecznie rozdzielnika trafiał towar poszukiwany w miastach. W tych sklepach eksponowano obok łańcuchów dla krów, szarego mydła, sznurka do snopowiązałek – pełne zaskoczenie – porcelanową zastawę produkowaną w znacjonalizowanych zakładach o ponad stuletniej tradycji, emaliowane garnki, platerowane sztućce, a także elektryczne czajniki, radia tranzystorowe i pierwsze termowentylatory Farel (zwane pieszczotliwie “farelkami”) - towary absolutnie deficytowe w dużych aglomeracjach. Jeśli przypadkiem je upolowano (na wsiach często nie cieszyły się powodzeniem), brano wszystkie.
Oczyściliśmy kraj - będzie raj
Po roku 68. Gomułka zadbał o to, aby rodacy mieli wrażenie odbicia się od zaopatrzeniowego dna. Zabawki w sklepach, atrakcyjne gospodarstwo domowe, żółte sery, twarożki, sardynki i puszki z mielonką były dostępne w sklepach Społem w całym kraju przynajmniej 3 dni w tygodniu. Z mięsem i wędlinami, na które polowano kosztem snu i nerwów, a które krewni i znajomi sprzedawczyń kupowali spod lady, nadal było fatalnie.
W czasach PRL były tylko dwie niedziele handlowe, ostatnia niedziela przed Wielkanocą oraz niedziela przed Bożym Narodzeniem. Zazwyczaj w te dwa dni rzucano na rynek więcej towaru, a na ulicach sprzedawano cytrusy z importu.
Ale nadeszła dekada towarzysza pierwszego sekretarza PZPR Edwarda Gierka, a z nią pozory dobrobytu. Delikatesy wypełnił zapach mielonej kawy. W ladach chłodniczych pyszniły się szynki i łososie. Półki zapełniły wysokiej jakości konserwy rybne i mięsne. Licencyjna Coca-cola też stała się dostępna, choć była dość droga. Niewiele osób wie, że to Agnieszka Osiecka wymyśliła slogan reklamowy “Coca-cola to jest to!”
W ramach kontraktów na urządzenia dla tkalni i szwalni, polski przemysł lekki zaczął szyć dla zachodnich producentów odzieży. Nowoczesne technologie i know-how kupione razem z maszynami pozwoliły zwiększyć produkcję i tym samym dostępność konfekcji masowej, lecz szytej w wyższej jakości. Pokolenie wychowane w latach 70. XX w. do dziś wspomina kreacje Mody Polskiej, damskie okrycia łódzkiej Telimeny, bluzki i sukienki szczecińskiej Dany, czy warszawskiej Cory. Ta ostatnia szyła od 1967 projekty Barbary Hoff sprzedawane od 1969 w Domach Towarowych Centrum. W tamtych czasach polski przemysł odzieżowy stał na tak wysokim poziomie, że takie zakłady odzieży męskiej jak Bytom, czy Wólczanka realizowały zamówienia dla Pierre’a Cardin i innych światowych marek.
Komitety kolejkowe, czyli czar PRL
Ponieważ zgodnie z założeniem budownictwa wielkopłytowego, mury pięły się do góry stosunkowo szybko, potrzeba było więcej mebli, dywanów, małych Fiatów na włoskiej licencji, odkurzaczy, sokowirówek, robotów kuchennych, telewizorów, radioodbiorników, itd.
Na początku lat 70. nastała moda na meble z płyty wiórowej pokrytej lśniącą taflą lakieru. Takie meble produkowane masowo miały być tańsze od drewnianych, bardziej dostępne i bardziej funkcjonalne. Cóż, w małych mieszkaniach sprawdzał się półko-tapczan. Dzisiaj uważa się, że meblościanki dostosowane rozmiarami do wymiaru ścian w mieszkaniach z wielkiej płyty, były wielkim nieporozumieniem meblarskim. Warto jednak pamiętać, że produkowano je nie tylko w Polsce. Dzięki nim przechowywanie w małych przestrzeniach stawało się w miarę uporządkowane. Słynne meblościanki swarzędzkie, nasz flagowy towar eksportowy, cieszyły się tak dużym powodzeniem, że stało się po nie w kolejkach całe noce. Tworzono nawet społeczne listy kolejkowe. Z resztą nie tylko po meble.
Kolejki ustawiały się przy każdej dostawie pralek Frania, pierwszych pralek automatycznych Polar, zmyślnych wirówek do bielizny, elektrycznych maglownic, zwykłych żelazek elektrycznych Zelmer, elektrycznych młynków do kawy, maszyn do szycia Łucznik, kuchenek gazowych Wrozamet, czarno-białych telewizorów Ametyst, pierwszych polskich kolorowych telewizorów Neptun, magnetofonów szpulowych ZK-240 i ZK-246, a nawet wełnianych dywanów z Kowar. Wszystko to były towary deficytowe, których kupienie graniczyło z cudem. No chyba, że miało się talon lub asygnatę… PRL był krajem wiecznych niedoborów. Wiecznie czegoś brakowało, a centralnie planowana gospodarka nigdy nie nadążała za popytem. Pewnie dlatego jednym z największych marzeń pokolenia wyrosłego w PRL był widok półek sklepowych pełnych towaru. Inna sprawa, że nikt nie myślał na początku lat 90-tych o tym, czy stać go będzie na zakupy w nowej rzeczywistości.
Wpływ piłki i księżyca na popyt na telewizory
Największe kolejki po telewizory ustawiały się pod koniec lat 60. Wzrosła wtedy także sprzedaż używanych odbiorników, a kolumny gazetowe zapełniły się ogłoszeniami w stylu: “Poszukuję telewizora. Cena nie gra roli”.
Wszystko za sprawą Księżyca. Ta planeta miała magiczny wpływ na obrót telewizorami. Agaty, Ametysty i inne półszlachetne, choć czarno-białe odbiorniki telewizyjne gorączkowo kupowano przed lotem Apollo 11 na Księżyc, chociaż nie było do końca pewne, czy Telewizja Polska będzie największy skok ludzkości na żywo transmitować.
Lądowanie nastąpiło 20 lipca 1969 roku o godzinie 20:17:40 i każdy Polak dzięki radiu na własne uszy usłyszał „Orzeł wylądował!”, a dzięki telewizji na własne oczy zobaczył jak astronauci schodzą po drabince i robią skok na Księżyc.
Drugi raz gwałtownie wzrósł popyt na telewizory w gorące dni czerwca 1974 tuż przed X Mistrzostwami Świata w Piłce Nożnej. Do rozgrywek zakwalifikowała się słynna drużyna Orłów Górskiego. Wcześniejsze zwycięstwa rozbudziły apetyty polskich kibiców. Kto nie miał telewizora stał przed sklepem z artykułami RTV i oglądał przez wystawę transmisję meczu finałowego. Polska zajęła wtedy trzecie miejsce. Królem strzelców z 7 bramkami został Grzegorz Lato. Na drugim miejscu, z 5 golami uplasowali się Andrzej Szarmach oraz Holender Johan Neeskens.