Chociaż Polska Federacja Związkowa Pracowników Socjalnych i Pomocy Społecznej zawiesiła swój, trwający już od roku protest na czas wyborów to teraz, tuż przed Dniem Pracownika Socjalnego (21 listopada) akcja protestacyjna znowu odżywa. Trudno się dziwić – tylko w ciągu ostatnich tygodni doszło do sześciu niebezpiecznych zdarzeń, które zagrażały bezpieczeństwu, a nawet zdrowiu pracowników pomocy społecznej. Do ataków doszło m.in. w Lublinie czy Zabrzu. Jeszcze przed eurowyborami w maju informowaliśmy, że pracownicy socjalni boją się nawet o życie.
- Są atakowani siekierami, oblewani kwasem, a nawet, jak miało to miejsce 4 lata temu, pracownicy pomocy społecznej zostali zamordowani, podpaleni w miejscu pracy – mówił w rozmowie z nami Paweł Maczyński, przewodniczący Polskiej Federacji Związkowej Pracowników Socjalnych i Pomocy Społecznej oraz członek Rady Pomocy Społecznej. - Oficjalne statystyki mówią, że przemocy, napaści wobec pracowników socjalnych jest ok. 100 rocznie. Jednak z badań przeprowadzonych m.in. przez Uniwersytet Gdański wynika, że aż 80 proc. pracowników doświadczyło napaści czy zranienia w swoim miejscu pracy.
Wtedy strajk wisiał na włosku, ale do niego ostatecznie nie doszło. Teraz sytuacja znowu robi się napięta. Federacja Związkowa w apelu do minister Marleny Maląg przypomina, że w Polsce były już przypadki śmiertelne ataków na pracowników socjalnych.
Ile kosztuje sanatorium, które uzdrowisko w Polsce wybrać? Poradnik kuracjusza
- Liczymy, że minister Marlena Maląg doprowadzi do długo oczekiwanych zmian, które realnie podniosą poziom bezpieczeństwa, a także ostrzega przed podobnym scenariuszem, jaki miał miejsce w 2014 roku, kiedy to pomimo ostrzeżeń związkowców doszło do morderstwa dwóch pracowniczek socjalnych w Gminnym Ośrodku Pomocy Społecznej w Makowie – stwierdza Federacja i dodaje: - Środowisko pracowników pomocy społecznej nie jest zainteresowane pośmiertnym odznaczaniem pracowników zamordowanych podczas wykonywania czynności służbowych.
Związkowcy żądają wprowadzenia szkoleń dla pracowników socjalnych i asystentów, w tym chociażby z samoobrony. Domagają się także zwiększenia pensji, bo te są, po prostu, żenujące. Przykład także podał nam przewodniczący federacji.
- Przychodzi mama z czwórką dzieci, której kryterium dochodowe pozwala na pobranie 500 plus na pierwsze dziecko. Łatwo policzyć, że z urzędu dostanie 2 tys. złotych, czyli już więcej niż pracownik socjalny otrzymuje swojej pensji. W tym momencie on się zastanawia, po co właściwie pracuje, po co się męczy? - pytał retorycznie Maczyński.
Warto przypomnieć, że zgodnie z prawem pracownicy socjalni nie powinni obsługiwać programu Rodzina 500 plus, a jeżeli już to weryfikować, czy pieniądze ze świadczenia przeznaczane są na potrzeby dziecka. Praktyka jest jednak taka, że w małych miejscowościach to nie urzędy gminy, a właśnie Ośrodki Pomocy Społecznej zajmują się 500 plus.
Postulaty związkowców przedstawiane były przez stronę społeczną jeszcze za poprzedniej kadencji rządu. Obietnice zmian i podjęcia rozmów płynęły wtedy jeszcze z ust ówczesnej minister rodziny, Elżbiety Rafalskiej. Ta jednak została wybrana europosłanką i teraz zajmuje się sprawami unijnymi. Jej następczyni, Bożena Borys-Szopa przez kilka miesięcy także nie zrobiła nic w związku z pracownikami pomocy społecznej. Teraz cała nadzieja w minister Maląg.