Jaki był wpływ Putina na inflację? Dane NBP obnażają problemy polskiego rządu
Ostatni szacunek inflacji GUS za czerwiec wyniósł 15,5 proc. Polacy zauważyli rosnące ceny w sklepach i rząd nie może się więcej zasłaniać wzrostem płac (który jest już niższy od inflacji, ponadto nie dotyczy wszystkich Polaków), czy tłumaczyć, że inflacja jest "skutkiem ubocznym" wzrostu gospodarczego. Premier Mateusz Morawiecki z lubością używa określenia "Putinflacja", a związane z rządem media cały czas zaznaczają, że drożyzna jest obecnie problemem globalnym.
Jeszcze w marcu NBP szacowało, że inflacja w Polsce ukształtuje się na poziomie 10,75 proc. W najnowszym raporcie z 12 lipca, bank centralny zmienił swoje prognozy, z 50 proc. prawdopodobieństwem na 13,2-15,4 proc. inflacji. Marcowa prognoza została opublikowana co prawda po wybuchu wojny, ale wtedy nie znaliśmy dalekosiężnych skutków agresji Rosji na Ukrainę.
Putinflacja to kłamstwo? Dane NBP grzebią narrację Mateusza Morawieckiego
- Z najnowszego raportu NBP wynika, że agresja Rosji na Ukrainę podniosła prognozę inflacji na 2022r z 10,75% do 14,3%, czyli tylko o 3,55 pkt. proc. Zadaje to kłam propagandzie rządu że inflacja to wina Putina - napisał na swoim Twitterze Dariusz Rosati, poseł na Sejm z ramienia Koalicji Obywatelskiej.
Wychodzi więc na to, że faktycznie wojna na Ukrainie podniosła inflację, ale nie odpowiada za całość zjawiska drożyzna. Nawet jeśli utrzymałaby się prognoza na poziomie ok. 10 proc., wciąż mielibyśmy do czynienia z niebagatelnym wzrostem cen. Nawet jeśli obalimy argument Putininflacji, nie możemy zapominać, że rząd zasłania się "globalnym problemem inflacji", pokazując państwa, które zmagają się z podobnym problemem.
Inflacja w Polsce jest z powodu czynników globalnych? To półprawda
Jeśli zobaczymy na dane Eurostatu z maja (najnowsze dostępne), okazuje się że są kraje, które faktycznie zmagają się z większą inflacją niż Polska. Wyższą inflację mają choćby Estonia (20 proc.), Litwa (18,5 proc.), Łotwa (16,8 proc.), Czechy (15,2 proc.), czy Bułgaria (13,4 proc.). Problem w tym, że Polska z majową inflacją na poziomie 12,8 proc. jest tuż za nimi, więc znajduje się w niechlubnym "inflacyjnym top 10".
Zdecydowanie nasza gospodarka wybija się ponad średnią inflacyjną w Unii Europejskiej, która wynosi 8,8 proc. Znacznie mniejsza inflację w maju mieli choćby Niemcy (8,7 proc.), Szwecja (7,5 proc.), Finlandia (7,1 proc.), czy Francja (5,8 proc.). Oczywiście warto zauważyć, że inflacja jest wyższa w państwach Europy Środkowej, niż Europy Zachodniej, co może wynikać z bliskości konfliktu na Ukrainie, lub zależności od rosyjskiej gospodarki.
Inflację winduje również słaby złoty, którego słaba pozycja jest wypadkową polityki monetarnej NBP, oraz czynników zewnętrznych. Do tego należy dodać, że polityka gospodarcza polskiego rządu w 2021 roku była silnie proinflacyjna. W ubiegłym roku w Unii Europejskiej mieliśmy najwyższą inflację (5,2 proc.), ex aequo z Węgrami. Jeszcze w maju Prezes Związku Banków Polskich tłumaczył dla SuperBiznesu, że inflację napędzają 500 plus i inne programy socjalne.
Dlatego niech na pytanie "kto odpowiada za inflację", każdy odpowie samemu, wyciągając wnioski z zastanych danych. Swoim zdaniem, podzielcie się w komentarzu.
Inflacja będzie jeszcze wyższa?
Włącz podcast i posłuchaj najnowszych prognoz!
Listen to "Tak źle było ostatnio w 1997 r. Co dalej z inflacją?" on Spreaker.