Paragony grozy - to hasło przewodnie tegorocznych wakacji. Niestety, to nie tylko internetowy klikbajt, ale rzeczywistość, z jaką przychodzi zmierzyć się wielu Polakom na urlopach. Wypoczynek w Polsce może nas słono kosztować. Przyjrzeliśmy się cennikom nad jeziorami w zachodniej części Polski, na Pojezierzu Lubuskim. Niektóre paragony szokowały. Zacznijmy od cen w knajpach i budach gastronomicznych. Nad jeziorami warto spróbować ryb. Jednak w niektórych miejscach trzeba za nie sporo zapłacić. Za dwie porcje sandacza z pieca, frytki, surówkę i sałatkę na wzór greckiej,bo tej z prawdziwego zdarzenia nawet nie przypominała, trzeba było zapłacić blisko 120 zł. Kilogram sandacza to koszt 150 zł. Tymczasem w innym miejscu zestaw obiadowy, sandacz z frytkami kosztuje 49 zł, a szczupak, karp lub okoń z frytkami kosztuje 39 zł. Najdroższa jest kergulena, która w zestawie obiadowym kosztuje 75 zł. Miłośnicy zup, też za grosze nie zjedzą. Porcja zupy (flaczki, rybna, chłodnik) to wydatek blisko 20 zł. Porcja lodów na deser to wydatek rzędu 5 zł. Do tego kawa to kolejne 8 - 14 zł. Nad jeziorem warto spalić kalorie, korzystając ze sprzętu wodnego. Za wypożyczenie roweru wodnego lub kajaka na godzinę turysta zapłaci 20 zł.
Zatem, ile czteroosobowa rodzina musi mieć w portfelu, by móc korzystać z wakacyjnych przyjemności? Obiad z deserem dla czterech osób i godzinna przejażdżka rowerkiem wodnym to koszt rzędu 200 zł. Do tego trzeba doliczyć śniadanie i kolację, czyli kolejne 160 zł. Zatem dziennie na wakacje należy przeznaczyć blisko 400 zł. Do tego jeszcze dochodzą koszty noclegu i dojazdu. Przypominamy, że wiele ośrodków i pensjonatów uznaje bon turystyczny.