- Na tym świecie pewne są tylko śmierć i podatki - powiedział w w XVII wieku Benjamin Franklin, jeden z ojców założycieli Stanów Zjednoczonych. W tym czasie podatki były już czymś oczywistym. Pierwsze daniny pojawiły się już w starożytnym Egipicie. Polegały wówczas na zabieraniu rolnikom części zbiorów, rzemieślnicy natomiast oddawali część swych wyrobów na potrzeby wojska i administracji - resztę mogli sprzedawać. Z kolei kupcy składali daniny w formie pieniężnej.
Czytaj również: PiS zadłuża Polskę jak Gierek i PO. Dług wynosi już prawie 900 mld zł [INFOGRAFIKA]
Również w starożytnym Rzymie nie unikano podatków. Jednak wraz rosnącą dominacją Cesarstwa w Europie, Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie, od 167 roku p.n.e podatek dla obywateli rzymskich został zniesiony. Już wtedy władcy wpadli na pomysł, że podatkiem można obłożyć właściwie wszystko. Imperator Rzymu Wespazjan wprowadził podatek od publicznych toalet, stąd przypisuje mu się sentencję "pieniądze nie śmierdzą" (łac. pecunia non olet). W Bizancjum funkcjonował jeden z pierwszych podatków ekologicznych, który został nałożony na właścicieli drogich domów, a w Baszkirii w XVII wieku pojawił się podatek od koloru oczu.
Rzeczpospolita w tym zakresie nie próżnowała. Podatki nakładano na produkcję napoi alkoholowych (tzw. czopowe), hibernę – od dóbr królewskich i kościelnych na utrzymanie wojska w okresie zimy czy kwartę – płacona od wartości poszczególnych dóbr na utrzymanie wojska.
Pomysłowością podatkową wykazywali się również komuniści w PRL. Do "najpopularniejszych" należało tzw. bykowe, czyli podatek dla osób bezdzietnych, niezamężnych i nieżonatych, a także podatek konsumpcyjny od spożycia w lokalach nocnych po godz. 23. Po 1989 r. szczęśliwie z nich zrezygnowano, ale w miejsce jednych, wprowadzono inne.
Nieco starsi czytelnicy mogą pamiętać tzw. popiwek, czyli podatek od nadmiernego wzrostu wynagrodzeń, którego zadaniem było ograniczenie inflacji. Do niedawna (zniesiono 8 lat temu) funkcjonował jeszcze podatek od posiadania psa - co ciekawe, innych domowych zwierząt nie obejmował.
"Forbes" zestawił 10. najdziwniejszych podatków, na które współcześnie możemy natknąć się na świecie. Listę otwiera Austria, która przyciąga miliony narciarzy i miłośników gór. Aż do 150 tys. z nich ląduje każdego roku w austriackich szpitalach. I nie ma znaczenia czy pacjent posiada ubezpieczenie medyczne - musi dodatkowo zapłacić za ewentualne nałożenie gipsu. Podatek pobierają hotele i pensjonaty.
W Estonii od 2008 r. obowiązuje podatek od "krowy". Absurdalnie brzmiąca danina dotyczy hodowców krów (i tylko ich). Powód? Rząd w Tallinnie powstanowił w ten sposób walczyć z emisją zanieczyszczeń, do których zalicza się metan wydzielany przez zwierzęta hodowlane. Podobny pomysł pojawił się w Nowej Zelandii, ale nie zdobył on szerszej akceptacji.
Inny pomysł na podatek środowiskowy wymyśliły władze archipelagu Baleary, należącego do Hiszpanii. Tzw. podatek od słońca (1 euro od osoby za dzień) płacą turyści odwiedzający szereg tamtejszych wysp (m.in. Majorkę oraz Ibizę). Zebrane fundusze pokrywają sprzątanie plaż, utrzymanie ekologicznej równowagi na wyspach i poprawę infrastruktury turystycznej. Rocznie podatek od słońca to zastrzyk dla budżetu w kwocie kilkuset milionów euro.
To jednak nic w porównaniu z podatkiem od grilla, który funkcjonuje w regionie Walonii w Belgii. Od 2007 r. miłośnicy smażenia mięsa pod chmurką muszą zapłacić 20 euro daniny środowiskowej. Ekolodzy przekonują, że jednorazowe grillowanie zatruwa atmosferę - od 50 do 100 g gazów cieplarnianych.
Jeszcze bardziej dziwacznie brzmi podatek od pałeczek do ryżu, który obowiązuje w... Chinach. W kraju, w którym w ten sposób spożywa się potrawy od 3 tys. lat, zużywa się 45 mld par jednorazowych pałeczek, których produkcja oznacza ścięcie 25 mln drzew. Dlatego do ceny pałeczek doliczyć trzeba dodatkowe 5 proc. od sprzedaży.
Fani tatuaży i piercingu powinni uważać w stanie Arkansas w USA. Walcząc z nieprofesjonalnymi salonami i w obawie przez chorobami (HIV czy zapalaniem płuc), nałożono na obie usługi 6 proc. podatku - funkcjonuje już 11 lat.
Wspominane bykowe z czasów PRL-u ma swój chiński odpowiednik. Nie dość, że Państwo Środka wymaga dodatkowej opłaty za pałeczki do jedzenia, to jeszcze nakłada podatek na pary żyjące w nieformalnym związku. Pechowcy muszą się liczyć opłatą tysiąca juanów rocznie (ok. 120 euro).
Zobacz też: Apple unikało podatków w Europie. Teraz musi zwrócić aż 61 mld zł!
Czy podatkiem można obłożyć coś, co jest nielegalne? Urzędnicy stanu Tennessee wychodzą z założenia, że tak. Dlatego nie ma dla nich znaczenia, że większość narkotyków jest zakazana przez prawo. Mimo to wymagają oni od dealerów opłacania podatków. Trudno oczekiwać, że będą oni odwiedzali urząd skarbowy pałając się nielegalnym zarobkowaniem, ale władze zachęcają, że zatrzymany dealer płacący podatki może liczyć na wyrozumiałość wymiaru sprawiedliwości.
Dziwne podatki to nie tylko zachodnia i chińska domena. Afrykańska Gwinea, choć jest wolna od konfliktów zbrojnych, wymaga od obywateli opłacania podatku od pokoju. Wynosi on ok. 17 euro rocznie. Jest to dość wysoka stawka w niezamożnym kraju, w którym - jak podaje "Forbes", kilogram kawy kosztuje 0,5 euro. Podobna danina przez trzy wieki funkcjonowała w średniowiecznej Anglii.
Źródło: "Forbes", Business Insider