Eksperci w Polsce nie ukrywają, że masowy napływ to dla rodzimego sektora IT to szansa, bo obecnie zapotrzebowanie na wykwalifikowanych pracowników jest ogromne i rośnie z roku na rok. - Polska Agencja Inwestycji i Handlu, która pomaga w relokacji i w uzyskaniu wiz, wskazuje, że aż 91 proc. wydanych rekomendacji wizowych dotyczyło Białorusinów. 5 proc. stanowili obywatele Rosji (Kreml zmaga się od początku inwazji z potężnym odpływem programistów – z kraju miało uciec nawet ponad 100 tys. wykwalifikowanych pracowników), a 3 proc. – Ukrainy.
Czytaj również: Impact'22. Cieszyński: Polacy będą lepiej zabezpieczeni w sieci
Specjalistów z tego ostatniego kraju jest stosunkowo niewielu. PAIH od wybuchu wojny tylko co setną rekomendację wizową wydał na rzecz obywatela tego kraju" - czytamy.
-Osiągnięciu tej pozycji sprzyja trudna sytuacja geopolityczna. Nad Wisłę, uciekając m.in. przed reżimem Łukaszenki czy wojną w Ukrainie, napływa fala specjalistów IT i start-upów ze Wschodu. Jak się dowiedzieliśmy, od września ub.r. – w ramach programu Poland. Business Harbour (PBH), do naszego kraju ściągnięto niemal 31 tys. takich fachowców, z czego ponad dwie trzecie (21,5 tys.) trafiło tu w ciągu ostatnich czterech miesięcy" - czytamy w dzienniku.
Jak podała "Rz", do naszego kraju ciągną też start-upy zza wschodniej granicy. -W I kwartale – w ramach programu Poland Prize, za którym stoi Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości (PARP) – swoją działalność ulokowały u nas 72 zagraniczne, innowacyjne spółki. Co trzecia z nich pochodziła z Ukrainy. W sumie podmioty, które przeszły pełny etap rekrutacji i założyły spółki w Polsce, otrzymały granty warte 10,5 mln zł (faktycznie wypłacono dotąd 3,3 mln zł) - napisano.
Gazeta zauważa, że polski kierunek obierały nie tylko firmy ze Wschodu. Wśród start-upów są przedstawiciele takich krajów, jak Czechy, Estonia, Niemcy, Węgry, Wlk. Brytania, a nawet Argentyna, Chile czy Izrael.