Oddział II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego

i

Autor: Domena publiczna Oddział Dywersyjny kpt. Tadeusza Puszczyńskiego ps. Wawelberg

Polski wywiad w latach II wojny światowej. Nieznana historia [ZDJĘCIA]

2022-06-11 2:20

„Armia Polska posiada najlepszy wywiad na świecie. Jego wartość jest dla nas nieoceniona” – powiedział polskiemu premierowi Władysławowi Sikorskiemu generał Hayes Kroner, zastępca szefa amerykańskiej Wojskowej Służby Wywiadowczej (Military Intelligence Service). Ile było w tych słowach kurtuazji, a ile rzeczywistego podziwu? Przede wszystkim trzeba jasno powiedzieć, że wrzesień 1939 roku był czarnym miesiącem dla Oddziału II, czyli polskiego wywiadu, głównie za sprawą zdobycia jego archiwów przez Abwehrę, niemiecki wywiad i kontrwywiad wojskowy.

 Polska armia na Zachodzie w czasie II wojny światowej

Mimo tej klęski odbudowa wywiadu rozpoczęła się nazajutrz po klęsce i przebiegała dwutorowo. We Francji, w strukturach Sztabu Naczelnego Wodza, reorganizowano Oddział II, na razie pod nazwą Wydziału Wywiadowczego. Pierwszym szefem Wydziału został „niezbyt kompetentny” major Tadeusz Nowiński.

Nowińskiego bardziej zajmowały rozliczenia z oficerami przedwojennej „Dwójki” niż sprawy organizacyjne, o czym przekonał się między innymi major Jan Żychoń – dla jednych wzór oficera wywiadu, a dla innych człowiek „nieprawdopodobnie prymitywny”. Żychoń – gwiazda wywiadu II Rzeczypospolitej – zjawił się w Paryżu w październiku 1939 roku w dużej grupie oficerów, wśród których był również pułkownik Stanisław Gano. Nowiński oskarżył Żychonia o przywłaszczenie dużej sumy państwowych pieniędzy, a nawet o współpracę z Abwehrą. Niedorzecznego zarzutu współpracy z Niemcami Żychoń nawet nie zamierzał komentować, natomiast odniósł się do kwestii finansowych: „Pieniądze wpłacę przy rozliczeniu się z gospodarki Oddziału II”. Oficerskie słowo nie wystarczyło, cała ta nierozsądna afera skończyła się długim dochodzeniem i... wycofaniem zarzutów. Major Żychoń mógł wreszcie spokojnie poświęcić się pracy organizacyjnej.

„Rozpoznanie tego materiału doprowadziło do ujęcia więcej niż stu osób współpracujących z polskim wywiadem wojskowym” – wspominał później niemiecki pułkownik Oskar Reile. Z tej setki dziesięcioro ludzi skazano na karę śmierci i wyroki wykonano. Między innymi w sierpniu 1940 roku zlikwidowano Wiktora Katlewskiego, agenta, który już przed wojną informował o pierwszych próbach z bombami latającymi V-1 i rakietami V-2.

Jak zaczynał polski wywiad w czasie II wojny światowej

Tymczasem w listopadzie 1939 roku wywiad odzyskał swoją tradycyjną nazwę i otrzymał nowego szefa – pułkownika Tadeusza Wasilewskiego, który wprawdzie nie znał się na pracy wywiadowczej, miał jednak tę zaletę, że był świadomy swoich braków. Poprosił o pomoc dwóch oficerów biegłych w sztuce zdobywania informacji. Byli to wspomniani już pułkownik Gano, późniejszy szef Oddziału II, i major Żychoń.

Oficerowie odwiedzili placówki polskiego wywiadu w Bernie, Sztokholmie, Stambule, Bukareszcie i Zagrzebiu. Wnioski z tej podróży nie były zadowalające. Przede wszystkim – tłumaczyli Wasilewskiemu – należało zrezygnować z usług oficerów przedwojennego referatu „Wschód”, ponieważ ci nie mieli pojęcia o sprawach dotyczących III Rzeszy, a to wykluczało możliwość zdobywania rzetelnych informacji o tym kraju. A ponieważ pracy organizacyjnej było dużo, dopiero pod koniec kwietnia 1940 roku zdołano utkać nową sieć wywiadowczą.

Do tego czasu najmocniejszym atutem Oddziału II nadal był radio-wywiad, jednak na tym polu największe zasługi oddali nasi kryptolodzy i matematycy jeszcze przed wojną. W 1940 roku z tej wiedzy korzystali już Francuzi: rozszyfrowano ponad pięć tysięcy depesz, co jednak nie pomogło pokonać armii Hitlera. Po roku 1940 polskie doświadczenia wykorzystywali Brytyjczycy w ośrodku kryptologicznym Bletchley Park, przy czym podnieśli te umiejętności na wyższy poziom techniczny i doprowadzili niemal do perfekcji.

Należało również zbudować od podstaw siatkę wywiadowczą w Niemczech. Jesienią 1939 roku tylko placówka majora Tadeusza Szumowskiego w Bernie radziła sobie ze zdobywaniem informacji z Rzeczy. Właśnie ta komórka szybko zdobyła sobie uznanie nie tylko dowództwa polskiego, ale też Brytyjczyków – i to nie tylko ze względu na zasługi samego Szumowskiego.

Sebastian Chwałek, prezes PGZ

Polacy na usługach MI6

Brytyjczycy nie wiedzieli, kim był pracujący dla polskiego wywiadu agent o niemieckim pseudonimie „Knopf” („Guziczek”), a tym samym nie mieli pojęcia, że to kobieta, że nazywa się Halina Szymańska i że jest Polką. Nie wiedzieli również, że informacje przekazywał jej sam admirał Wilhelm Canaris, szef Abwehry – czasami osobiście, czasami przez zaufanego oficera Hansa Giseviusa. Poprzez nią dawał znać Brytyjczykom o wszystkim, co mogło ich zainteresować. Przekazywał również aktualne dane dotyczące frontów II wojny światowej, ale tak, by nie wzbudziły podejrzeń w brytyjskim MI6.

W ten sposób Brytyjczycy, a za ich pośrednictwem również Francuzi, poznali datę i główny zarys planu ataku na Francję w maju 1940 roku. W następnym roku Szymańska przekazała MI6 informacje o sile i zamiarach Afrika Korps, szczegóły uderzenia Wehrmachtu na ZSRR, a w 1942 plany niemieckiej inwazji na Maltę i szczegóły uderzenia na Stalingrad.

Wszystkie spotkania czy to z Canarisem, czy z Giseviusem odbywały się w stolicy Szwajcarii Bernie, gdzie Szymańska mieszkała przez całą wojnę, pracując w polskiej ambasadzie pod fałszywym nazwiskiem. Informacje przekazywała Brytyjczykom bezpośrednio bądź za pośrednictwem polskiego wywiadu. Do współpracy z nią przyznawały się również wywiady francuski i amerykański. Utrzymywała regularne kontakty z Allenem Dullesem, późniejszym szefem wywiadu amerykańskiego. Dla aliantów pracowała do końca wojny. Nie pozostawiła po sobie wspomnień i listów, dlatego dziś tak mało wiemy o jej misji w Szwajcarii.

Głównym celem Canarisa było przekonanie brytyjskiego premiera Winstona Churchilla, że w Niemczech istnieje silna opozycja antyhitlerowska, którą warto wesprzeć w planach obalenia Hitlera. Canaris naprawdę musiał wierzyć, że Polacy utorują mu drogę do Churchilla, skoro podobne role wyznaczył co najmniej trzem polskim agentom: oprócz Guziczka byli nimi Klementyna Mańkowska i Roman Czerniawski.

Polski agent w rękach Niemców

Kapitan pilot Roman Czerniawski był szefem polskiej Ekspozytury „Interallié” w Paryżu. Prawdopodobnie pracował w tym czasie również dla MI6 pod pseudonimem „Armand”. Czerniawski, a w zasadzie jego szpiedzy, zdobyli cenne dla Brytyjczyków informacje między innymi o wysłaniu Afrika Korps do Trypolisu, kieszonkowych łodziach podwodnych i rozmieszczeniu wojsk niemieckich we Francji. Niestety ktoś popełnił jakiś błąd i we wrześniu 1941 roku siatkę „Interallié” rozbito, a Czerniawskiego aresztowano. I wtedy zainteresowała się nim Abwehra. Wspomniany wcześniej pułkownik Oskar Reile złożył Czerniawskiemu ofertę współpracy, która została przyjęta w zamian za zwolnienie z więzień agentów „Interallié”.

Plan pułkownika Reile zmierzał do tego, aby podsunąć Czerniawskiego Brytyjczykom i dzięki niemu zdobyć informacje o strategii aliantów z samego źródła, czyli z War Office, za pośrednictwem polskiego sztabu Naczelnego Wodza.

Czy to się udało? Wydawałoby się, że tak, skoro Abwehra uznawała Czerniawskiego za „bardzo cennego agenta”, ale nic bardziej mylnego. Po przyjeździe do Londynu Czerniawski zgodził się wziąć udział w brytyjskiej operacji dezinformacyjnej o kryptonimie „Fortitude”. Pomogła ona zmylić Niemców co do miejsca lądowania wojsk inwazyjnych w czerwcu 1944 roku.

Działania Czerniawskiego, który wówczas działał pod pseudonimem „Brutus”, były tylko niewielką częścią operacji alianckiej machiny wywiadowczej, do której Oddział II wchodził etapami. Po zacieśnieniu współpracy w tej dziedzinie z Francją i Wielką Brytanią przyszedł czas na Stany Zjednoczone. 10 sierpnia 1941 roku major Żychoń i William Donovan omówili szczegóły współdziałania „Dwójki” z amerykańskim OCI – Office of the Coordinator of Information (później OSS – Office of Stategic Services). Aby wszystko szło sprawnie, szybko utworzono w Nowym Jorku polską Ekspozyturę „Estezet”. To między innymi za jej pośrednictwem przekazywał informacje z Afryki Północnej major Mieczysław Słowikowski, pseudonim „Rygor”, który działał najpierw we Francji, a w lipcu 1941 roku dostał rozkaz wyjazdu do Afryki, skąd pomagał aliantom w zorganizowaniu operacji „Torch”.

Od Związku Walki Zbrojnej do Armii Krajowej

Wywiad polski w czasie II wojny światowej miał również drugą, krajową organizacje. W ostatecznym rozrachunku okazało się, że to ona miała większe znaczenie dla aliantów.

W listopadzie 1939 roku generał Władysław Sikorski powołał do życia Związek Walki Zbrojnej, a w jego składzie Oddział II. Mimo szczerych chęci praca organizacyjna szła ciężko, gdyż duża grupa oficerów wywiadu przeszła do Rumunii i dalej na zachód do Francji. Z kolei ci, których wyłapali Rosjanie, trafili do obozu w Kozielsku. Wielu innych trafiło do niemieckich oflagów. Niewielu pozostało na wolności, lecz i oni, skupieni w dwóch organizacjach – „Ekspozytura 741” i „Muszkieterowie” – nie palili się do współpracy z ZWZ, ponieważ na przykład „Muszkieterowie” byli perfekcyjnie zorganizowaną siatką, która infiltrowała, poza Generalnym Gubernatorstwem, również Niemcy i zachodnie kresy ZSRR.

Bałagan organizacyjno-kompetencyjny próbowali uporządkować zwierzchnicy. Na przełomie maja i czerwca 1940 roku w Belgradzie spotkali się oficerowie Sztabu Naczelnego Wodza, Komendy Głównej ZWZ-u z Francji i Komendy Okupacji Niemieckiej. Podczas konferencji uzgodniono, że za wywiad w Kraju odpowiada wyłącznie Związek Walki Zbrojnej. Mimo tego jasnego sygnału dopiero w czerwcu 1941 roku ZWZ przejął oficerów obu pozostałych organizacji. Jeżeli jednak przejęcie „741” polegało na formalnej zmianie zwierzchnictwa z pozostawieniem struktury bez zmian, to „Muszkieterów” po prostu rozbito organizacyjnie, a agentów włączono do Oddziału II ZWZ-u. Nie znaczy to jednak, że z powodu problemów organizacyjnych wywiad ZWZ-u nie miał sukcesów. W 1940 roku udało mu się zdobyć i przekazać do Francji informacje o planach ataku na Holandię, Belgię i Francję. Kurier z tymi danymi zjawił się w Paryżu 14 marca. Kiedy dokument pojawił się na biurku podpułkownika Wasilewskiego, uznano go za niemiecką prowokację, niemniej postanowiono poddać tekst analizie.

Również w 1940 roku pojawiły się pierwsze zwiastuny niemieckiej agresji na ZSRR. Chodziło o doniesienia o rozbudowie sieci drogowej i kolejowej oraz lotnisk w Generalnym Gubernatorstwie.

To wszystko okazało się jednak za mało jak na dobrze funkcjonującą siatkę, dlatego należało podnieść jakość jej działań. W tym celu w październiku 1940 roku wyruszył z Londynu do Kraju podpułkownik Kazimierz Iranek-Osmecki, który wiózł generałowi Stefanowi Roweckiemu instrukcję organizacji wywiadu. Najważniejszym punktem był rozkaz zorganizowania Biura Studiów odpowiedzialnego za analizy raportów dotyczących wywiadu gospodarczego na terenie GG i Rzeszy. Brytyjczycy potrzebowali informacji o budowie i typach samolotów, rozwoju Luftwaffe, wyposażeniu i rozmieszczeniu lotnisk oraz lokalizacji fabryk powiązanych z przemysłem lotniczym.

Wywiad gospodarczy był – obok techniczno-wojskowego – specjalnością Armii Krajowej (w lutym 1942 roku doszło do przemianowania ZWZ-u na AK). Wynikało to po części z rozmieszczenia zakładów przemysłowych w Generalnym Gubernatorstwie, na przykład w Mielcu czy Stalowej Woli (a więc w dawnym Centralnym Okręgu Przemysłowym). Natomiast penetrowanie terenów III Rzeszy pozwoliło AK przeniknąć za bramy zakładów przemysłowych na Górnym Śląsku, Pomorzu i w Kraju Warty. W raportach pojawiały się szczegóły produkcji najważniejszych zakładów: hut, stoczni, rafinerii, kopalni. W ciągu niespełna trzech lat Oddział II Komendy Głównej AK zinfiltrował pracę kilku tysięcy fabryk, a najefektowniejsze były dane o produkcji rakiet V. W lutym 1943 roku wysłano meldunek o niemieckiej bazie rakietowej w Peenemünde: „[...] w Peenemünde n/Bałtykiem centralizuje się ośrodek budowy prób samolotów rakietowych. [...] W promieniu kilku kilometrów od stacji Peenemünde zamknięte są wszystkie drogi”. W marcu pojawiły się kolejne raporty na temat tej bazy.

Sonda
Czy interesujesz się historią Polski?

Smutny koniec asów polskiego wywiadu

W połowie 1943 roku, czyli wówczas, gdy wspominany na wstępie amerykański generał Kroner chwalił polskie służby wywiadowcze, Oddział II dysponował aż trzydziestoma siatkami szpiegowskimi w okupowanych i neutralnych państwach Europy. Dlatego – nie zapominając o roli takich agentów jak „Rygor” Słowikowski czy „Brutus” Czerniawski – trzeba pamiętać, że to właśnie wywiad AK miał największą wartość dla aliantów.

Skąd tak stanowcza ocena? Otóż w Europie Zachodniej, Afryce czy na Bliskim Wschodzie alianci dysponowali szeregiem szpiegów różnej narodowości (od Brytyjczyków i Francuzów zaczynając), natomiast w okupowanej Polsce i na terenie Rzeszy praktycznie jedyną sprawnie działającą organizacją wywiadowczą był Odział II KG Armii Krajowej.

„Wywiad – w naszej sytuacji – stanowił na pewno najbardziej efektywny sposób walki [...]. Wierzyliśmy, że gromadzony przez nas materiał daje Rządowi Polskiemu w Londynie poważny atut i argument przetargowy w pertraktacjach z aliantami [...]. Wywiad był – z punktu widzenia społecznego – mniej kosztowny: nie powodował represji masowych i tak nagminnie przez Niemców stosowanej odpowiedzialności zbiorowej” – pisał Kazimierz Leski, były szef kontrwywiadu „Muszkieterów”, a potem agent Oddziału II. Ale i na wywiad AK przyszedł kres.

Powstanie Warszawskie praktycznie zamknęło działalność Oddziału II KG AK. Wprawdzie jeszcze w grudniu 1944 roku meldowano ze Śląska o testach samolotów odrzutowych, jeszcze okręgi krakowski, radomski, śląski przesyłały informacje o ruchach dywizji Wehrmachtu, lecz były to informacje niepełne, bez przydatnych analiz.

30 czerwca 1945 roku szef polskiego wywiadu pułkownik Stanisław Gano odebrał pismo nakazujące przekazanie akt Oddziału II Brytyjczykom. Był to ogromny zasób informacji, dlatego Gano obawiał się, że kopie tych dokumentów trafią do Moskwy i pogrążą setki jego agentów w krajach Europy Wschodniej, w tym w Polsce i w ZSRR. Dlatego postanowił uchronić tych ludzi przez katowniami NKWD. W lipcu w londyńskiej dzielnicy Hammersmith na podwórku szkoły St Paul's School, gdzie mieściła się siedziba polskiego wywiadu, zapłonęły ogniska, a w nich płonęły akta i życiorysy ludzi, którzy w latach II wojny światowej pracowali dla polskiego wywiadu.

A co stało się z oficerami, agentami i szpiegami? Po śmierci generała Sikorskiego major Żychoń wrócił na ławę oskarżonych. Wygrał proces, ale czując się urażony, opuścił Oddział II. Zginął na stokach Monte Cassino w maju 1944 roku.

Pułkownik Gano odszedł z wojska zaraz po wojnie i przeprowadził się do Maroka. Również Szymańska porzuciła szpiegowski fach. A Czerniawski? Czerniawski pozostał w Londynie, i kto wie, być może nadal pracował dla MI6. Nie był zresztą jedynym, który to robił, gdyż doświadczonych oficerów polskiego wywiadu zatrudniali zarówno Brytyjczycy, jak i Amerykanie. W końcu rozpoczynała się zimna wojna i walka o wyzwolenie Polski spod władzy komunistów.

Autor: Kacper Śledziński, antropolog kultury, dziennikarz

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Najnowsze