Niestety nadal wiele osób wyrzuca wielkogabarytowe śmieci do lasu. Łatwiej, gdy nikt nie widzi pozbyć się starej wersalki w pobliskim lasku niż zapłacić za jej wywóz. Dziki wysypiska są zmora wielu gmin i samorządów. Według ubiegłorocznego raportu NIK aż w 13 gminach istnieją bądź istniały dzikie, wciąż nieuprzątnięte wysypiska. Jednak samorządowcy nie są chętni aby zająć się problemem, a braki odpowiednich przepisów sprawia, że wszyscy przerzucają odpowiedzialność.
Według przepisów polskie gminy mają obowiązek odbierać śmieci wielkogabarytowe od swoich mieszkańców. Mogą to robić na dwa sposoby, albo poprzez tworzenie specjalnych punktów odbioru, albo bezpośrednio od lokatorów.
– Oba te modele mogą być stosowane równolegle. Wszystko zależy od specyfiki konkretnej gminy. Nie ma modelu idealnego. Rozwiązanie, które sprawdzi się w jednej gminie, może okazać się całkowicie wadliwe w innej – tłumaczy dla „Rzeczpospolitej” Maciej Kiełbus, partner w kancelarii prawnej dr Krystian Ziemski & Partners.
Niestety, jak się okazuje mimo przepisów dzikie wysypiska nadal powstają, a ich likwidacja nie jest taka prosta. Problem tkwi przede wszystkim w braku odpowiedniej, prawnej definicji dzikiego wysypiska. Gminy obowiązek uprzątnięcia odpadów najchętniej przerzuciłby na właścicieli nieruchomości, a ci woleliby tym zajęła się gmina i tak w kółko.
Jak podaje „Rzeczpospolita” od niedawna funkcjonują przepisy mówiące, że gminy mogą pokryć koszty likwidacji dzikich wysypisk z opłat za wywóz śmieci pobieranych od swoich mieszkańców. Zdaniem ekspertów pomoże to w problemie, ale nie rozwiąże go całkowicie. Najlepszym rozwiązaniem byłaby zmiana mentalności ludzi, ale jak wiemy to najtrudniejsze co można zrobić.