Poprawa losu emerytów to nasz obowiązek

2009-02-13 8:00

W redakcji "Super Expressu" odbyła się burzliwa debata, podczas której minister pracy i polityki społecznej, przewodnicząca związku emerytów, przedstawiciele związków zawodowych i pracodawców dyskutowali na temat proponowanego przez nas projektu nowelizacji ustawy zwiększającej wskaźnik waloryzacji emerytur

Super Express: - "Super Express" wspólnie z Polskim Związkiem Emerytów, Rencistów i Inwalidów (PZERiI) przygotował projekt nowelizacji ustawy o rentach i emeryturach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Zmiana, choć z pozoru drobna, jest dla milionów seniorów niezwykle ważna. Chcemy powiększyć wskaźnik waloryzacji. Dlatego domagamy się, żeby każdego roku zwiększano emerytury o poziom inflacji powiększony o co najmniej 50 proc. wzrostu płac. Naszym podstawowym i jedynym celem jest walka o poprawę losu polskich emerytów. Wystarczy bowiem spojrzeć, jakiej wysokości świadczenia emeryci otrzymują w tej chwili. Ponad 50 proc. wypłacanych emerytur wynosi mniej niż 1200 zł brutto. Dlatego kierowani dobrem seniorów zdecydowaliśmy się walczyć o zwiększenie wskaźnika waloryzacji. I nie spoczniemy, dopóki nasz projekt nie stanie się obowiązującym prawem.

Elżbieta Arciszewska, przewodnicząca PZERiI: - Nasza akcja już teraz cieszy się ogromnym powodzeniem zarówno wśród miliona członków związku, jak i pozostałych polskich emerytów. Nie mam wątpliwości, że poprze ją ogromna rzesza ludzi. Niestety, do tej pory projekty, które miały rozwiązać problemy emerytów, były utrącane przez rząd. Liczę, że tym razem będzie inaczej.

"SE": - A co o naszym obywatelskim projekcie ustawy myśli rząd?

Jolanta Fedak, minister pracy i polityki społecznej: - W ubiegłym roku po raz pierwszy waloryzowano renty i emerytury na nowych zasadach. Za chwilę zrobimy to po raz drugi. Jednak w tej chwili zgodnie z obowiązującą ustawą negocjacje i ustalenie wskaźnika waloryzacji leżą w kompetencjach Komisji Trójstronnej. W tej chwili trwają rozmowy na ten temat.

Chciałabym jednak zwrócić uwagę, że w tym roku rząd przewiduje niższy poziom wzrostu gospodarczego. To może spowodować niższe wpływy do ZUS, a co za tym idzie mniej pieniędzy na wypłatę rent i emerytur. W przeszłości już tak bywało, że kiedy płace nie rosły, nie waloryzowano także świadczeń. Nie wiemy, co czeka nas w tym roku, dlatego należy ostrożnie podchodzić do żądań dotyczących podniesienia wskaźnika waloryzacji.

Zbigniew Kruszyński, przedstawiciel NSZZ "Solidarność": - Rzeczywiście, jedno spotkanie w Komisji Trójstronnej mamy już za sobą. I strona rządowa zapowiedziała nam, że nie ma pola manewru co do wysokości waloryzacji. I że w tym roku ma ona wynieść ustawowe minimum. Z tego wynika, że uwzględniać ona będzie inflację w gospodarstwach emeryckich na poziomie 4,9 proc. i tylko 20 proc. realnego wzrostu płac. W praktyce oznacza to, że emerytury wzrosną zaledwie o 6,1 proc.!

Nie było też mowy o żadnych negocjacjach, bowiem przedstawiciel rządu zdawał się nie mieć uprawnień do ich prowadzenia! Plenarne posiedzenie odbędzie się już niedługo (16 lutego - przyp. red.) i pytanie jakie decyzje na nim zapadną?

Jolanta Fedak: - Zawsze uważam, że jest szansa na porozumienie, również co do wysokości waloryzacji. Ale proszę nie zapominać, że w tym roku musimy się liczyć z mniejszymi wynagrodzeniami, większą stopą bezrobocia i mniejszymi wpływami do ZUS. Oznacza to, że na wyższe świadczenia może zabraknąć pieniędzy. Pamiętajmy, że przecież waloryzacja w tej chwili utrzymywana jest na rozsądnym, ustawowym poziomie.

Jeremi Mordasewicz, doradca Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych "Lewiatan" oraz członek rady nadzorczej ZUS: - Moim zdaniem w okresie kryzysu gospodarczego emeryci będą najbardziej chronioną grupą społeczną. A kryzys przede wszystkim uderzy w tych, którzy stracą pracę i dochody. Szczególnie w rodziny wielodzietne, w regionach biednych, z dużą stopą bezrobocia. Kryzys nie uderzy w emerytów, ponieważ mają oni gwarantowane przez państwo waloryzowane powyżej skali inflacji emerytury. I nawet jakby się rozleciał budżet, to emeryci i tak swoje świadczenia dostaną.

Elżbieta Arciszewska: - To bardzo mocne słowa. I niesprawiedliwe.

Jeremi Mordasewicz: - Być może się narażam, ale uważam, że emerytury nie mogą rosnąć szybciej niż inflacja i 20 proc. realnego wzrostu wynagrodzeń. Wszystko dlatego, że w najbliższych latach liczba emerytów będzie się stale zwiększać. I gdyby nie ograniczenie uprawnień do przechodzenia na wcześniejsze emerytury, to systemowi świadczeń emerytalnych groziłoby bankructwo.

"SE": - Nowi emeryci będą już otrzymywać pieniądze, które sami sobie wpłacali, a przecież stary system opierał się na zupełnie innych zasadach. Nam chodzi o to, że właśnie osoby, które przeszły na emeryturę jeszcze w starym systemie, są dzisiaj w najgorszej sytuacji.

Jeremi Mordasewicz: - Tak dzieje się dlatego, że Polacy dopuścili do absurdalnie wczesnego przechodzenia na emerytury. Na skutek tego wyłoniła się ogromna liczba emerytów w stosunku do niewielkiej liczby pracujących. Niestety, skutki tych decyzji wygasną dopiero za około 30 lat.

Jan Guz, przewodniczący Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych: - Nie dziwię się stanowisku pracodawców. Bo jak daleko sięgam pamięcią, zawsze byli na "nie". Występowali przeciw zwiększonej waloryzacji, przeciw zwiększaniu środków na emerytury, przeciw podnoszeniu płacy minimalnej. Ale to oni po części są winni temu, że w systemie emerytalnym brakuje pieniędzy. Bo nie wszystkie grupy zasilają go w równym stopniu. Na uprzywilejowanej pozycji są pracodawcy, którzy deklarują wysokość środków wpłacanych do FUS i których raz zadeklarowana składka obowiązuje przez cały rok. Poza tym ograniczenie wpływów do FUS wynika też z przepisów o samozatrudnieniu, szarej strefy sięgającej ok. 30 proc., a także faktu, że osoby wyjeżdżające z Polski przestają płacić w kraju podatki. W moim odczuciu to nie emeryci będą najbardziej chronioną grupą w kryzysie, tylko finansiści, dla których szykowane będą ulgi i zachęty do inwestowania.

"SE": - To w takim razie jak ocenia pan szansę na wprowadzenie wyższego wskaźnika waloryzacji jeszcze w tym roku?

Jan Guz: - Jeśli chodzi o zwiększanie wskaźnika waloryzacji, to powinniśmy, nawet jeśli nie w tej chwili, to zacząć w końcu rozmawiać nad rozwiązaniami na przyszłość. Już dawno mówiliśmy o tym, że waloryzacja powinna wynosić 50 proc. Nie może być bowiem tak, że emeryci żyją w nędzy. Sposób waloryzacji powinien ulec zdecydowanej zmianie. Spowodowane jest to chociażby gwałtownym wzrostem kosztów utrzymania. Emeryci muszą przecież mieć za co godnie żyć. Opłaty za rachunki i czynsz nie powinny pochłaniać tego, co dostają każdego miesiąca.

Jeremi Mordasewicz: - Czy to znaczy, że neguje pan wskaźnik inflacji wyliczany przez GUS?

Jan Guz: - Nie mówię, że kwestionuję statystykę publiczną. Wiemy jednak, że można ją w zależności od potrzeb konstruować w różny sposób. Wątpliwości budzą składniki koszyków produktów używanych do wyliczania inflacji. Uważam, że dobór produktów, na podstawie których wylicza się inflację, prowadzi do pewnych zakłamań.

Jolanta Fedak: - A ja widzę jednak wyłaniającą się szansę na porozumienie. Jeśli wzrost wskaźnika waloryzacji nie musi być ustalony tu i teraz i moglibyśmy określić pewną perspektywę zmian, to do akcji mogę się odnieść z sympatią i nadzieją na porozumienie w kolejnych latach.

Mogę zapewnić, że będziemy się starać tak prowadzić politykę w dobie kryzysu, aby osoby i grupy społeczne, w tym emeryci, które nie mogą sobie same poradzić, miały możliwość przetrwania tego trudnego dla gospodarki i społeczeństwa czasu.

Jan Guz: - A czy rząd planuje wprowadzenie specjalnego świadczenia dla emerytów z najmniejszymi dochodami, jak to bywało w latach poprzednich?

Jolanta Fedak: - Trudno nam powiedzieć w tej chwili. Będziemy reagować na bieżąco. Jeśli sytuacja będzie się pogarszać, to na pewno zastanowimy się nad takim rozwiązaniem. Jednak uważam, że grupy emerytów i rencistów nie należałoby w tym przypadku traktować jako całości. Ewentualne wsparcie otrzymałyby najbardziej narażone na kryzys podgrupy.

"SE": - A jakie jest spojrzenie ministerstwa na różne projekty ustaw, które od połowy zeszłego roku pojawiały się w Sejmie, a które miały na celu zmianę choć w najdrobniejszym stopniu losu emerytów?

Jolanta Fedak: - Jestem przeciwna wszelkiego rodzaju jednorazowym dodatkom. Moim zdaniem nie zmieniają one skutecznie sytuacji najuboższych. Dodatkowo podobne projekty najczęściej pojawiają się tuż przed wyborami albo w okresie wzmożonej walki politycznej. Jeśli zauważymy, że po waloryzacji wysokość najniższych emerytur jest ciągle niewystarczająca, to pomyślimy o ich podniesieniu.

Elżbieta Arciszewska: - Związek Emerytów również jest przeciwny jednorazowym dodatkom, dlatego od lat walczymy o systemowe rozwiązania problemu zbyt niskich emerytur.

"SE": - Z danych ZUS wynika, że ponad 30 proc. emerytów otrzymuje świadczenia poniżej minimum socjalnego? W jaki sposób rząd chce pomóc tym ludziom?

Jolanta Fedak: - Skoro przytaczają państwo dane, to proszę pamiętać, że mowa jest tylko o 30 proc. emerytów. Przy waloryzacji wszystkich musimy traktować jednakowo.

Zbigniew Kruszyński: - No tak, ale prawie 12 proc. rencistów i 4 proc. emerytów żyje zdecydowanie poniżej minimum egzystencji. A to oznacza całkowite wykluczenie ich ze społeczeństwa i wegetację w nędzy. A w dodatku z roku na rok obniża się relacja przeciętnej emerytury do przeciętnego wynagrodzenia.

Elżbieta Arciszewska: - Te dane są szokujące, a temat bardzo trudny. W czasach nasilającego się kryzysu gospodarczego trudno jest znaleźć rozwiązanie, które satysfakcjonowałoby wszystkie strony. Jednak należy pamiętać o tym, że wbrew statystykom wielu seniorów przeżywa prawdziwy dramat. Jako przewodnicząca Związku Emerytów znam ich sytuację doskonale.

Musimy się zastanowić, gdzie znaleźć złoty środek i jak dojść do porozumienia w sprawie zwiększenia waloryzacji świadczeń, która w moim odczuciu jest konieczna. Jeśli, jak twierdzi strona rządowa nie ma na to pieniędzy, trzeba się zastanowić skąd można je wziąć. Na pewno jest wiele takich źródeł.

Jolanta Fedak: - Cieszę się z tak racjonalnego podejścia do sprawy pani Arciszewskiej. Myślę, że powinniśmy pomyśleć o tych, którzy mogą sobie w tej trudnej sytuacji nie dać rady. Ale chciałabym jeszcze raz zwrócić uwagę, że wyższe żądania i zaspokojenie powiększających się roszczeń w sytuacji kiedy wszyscy możemy być dotknięci brakiem wzrostu gospodarczego, a nawet w niektórych krajach deflacją, jest naprawdę trudne. I chyba dobrze byłoby wykazać solidarność z ludźmi, którzy w tej sytuacji mogą sobie nie poradzić.

JUŻ JUTRO DOKOŃCZENIE DEBATY

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Najnowsze