Inflacja 18,4 procent! Czy emeryci potrzebują drugiej waloryzacji?
Inflacja wysokości 18,4 proc. to prawdziwy cios w emerytów, ledwo otrzymali zwaloryzowane emerytury, a najnowsze dane pokazują, że i tak są stratni. Na kolejną waloryzację zaktualizowaną do aktualnego wskaźnika inflacji musza więc czekać aż do marca 2024 roku! Przez ten czas będą musieli "przebiedować", a ich poziom życia znacznie się obniży. Zdaniem dr Antoniego Kolka, odpowiednim rozwiązaniem byłaby druga waloryzacja w roku, podobnie jak podwyżka płacy minimalnej, która w 2023 roku będzie dwukrotna.
- Nie ma wątpliwości, my jako Pracodawcy RP mówiliśmy o tym [o drugiej waloryzacji w tym roku - dop. red.] w zeszłym roku przy pracach nad budżetem i przy wszystkich możliwych okazjach. W czasach wysokiej inflacji, waloryzacja dwa razy w roku jest zasadna. Mieliśmy świadomość tego, że 2022-2023 i 2024 to lata, gdy będzie podwyższona inflacja, nawet jeśli będzie jednocyfrowa 7-9 proc. to dalej będzie bardzo wysoka, a to powoduje, że realna wartość świadczeń znacząco spada - mówił prezes Instytutu Emerytalnego w rozmowie z Superbiznesem.
Rząd żyje na kredyt obecnych emerytów
Nie ma wątpliwości, że przy tak wysokiej inflacji, rząd dostaje wyższe dochody z podatków. Jednak ponosi koszty odnoszące się do inflacji ubiegłorocznej, nie aktualnej więc tym samym wypłata emerytur mniej obciąża budżet. Zdaniem dr Kolka, tym samym rząd żyje na kredyt emerytów.
- Na czas wysokiej inflacji powinno być wprowadzone rozwiązanie w postaci drugiej waloryzacji i ta druga waloryzacja powinna jak najbardziej w systemie funkcjonować. Jeśli jej nie ma, to znaczy że rząd żyje na kredyt obecnych emerytów, trochę ich przeciąga w czasie i wypłaci dopiero te środki dopiero od 1 marca 2024 roku. Czyli tak naprawdę przez ten rok będzie żył na kredyt udzielony im przez emerytów. To nie jest dobre rozwiązanie i nie jest uczciwe z perspektywy systemu emerytalnego jeśli rząd doprowadził do wysokiej inflacji, to również rząd powinien doprowadzić do wyrównania emerytur do wskaźników jakie teraz widzimy - komentuje Antoni Kolek.