Ratownicy zatrudniani na etatach mogą być wzywani do pracy w każdej, chwili. Jedyne co tego zabrania to zwolnienie chorobowe. Jednak w większości ratownicy pracują na kontraktach, co uniemożliwia ich ściąganie do pracy w ostatniej chwili. Jeśli dojdzie do zapowiedzianych protestów, może się okazać, że na ulice polskich miast nie wyjedzie wiele karetek.
- Poprzemy protest, bo jako grupa zawodowa jesteśmy cały czas oszukiwani – mówi dla „Gazety Wyborczej, prezes Polskiego Towarzystwa Ratowników Medycznych, Jarosław Madowicz.
Rok temu ówczesny wiceminister zdrowia Matek Tombarkiewicz zawarł z ratownikami porozumienie. Mieli oni od lipca 2017 roku dostać po 400 złotych podwyżki, natomiast od stycznia 2018 roku kolejne 400 złotych. Wzrost wynagrodzeń miał dotyczyć zarówno ratowników pracujących w pogotowiu jak i w szpitalach.
Rząd przyznał 16 tys. złotych dla ratowników zatrudnionych w pogotowiu. Niestety, Ci którzy pracowali w szpitalach mieli dostać podwyżki ze zwiększenia kontraktów dla placówek przez NFZ, co finalnie znaczyło, że ratownicy nie otrzymali nic. NFZ co prawda zwiększył kontrakty, ale zaledwie o 4 proc., a pieniądze te poszły na inne podwyżki.
Jak pisze „Gazeta Wyborcza” dyrektorzy szpitale takie decyzje tłumaczyli faktem, że nie są oni stroną w porozumieniu pomiędzy ratownikami, a wiceministrem zdrowia, Tombarkiewicz wysłał do szpitali list, w którym prosił o wprowadzenie podwyżek dla ratowników. Prośby wiceministra wysłuchali zaledwie nielicznie i wypłacili ratownikom po 400 złotych.
Ratownicy jednak nadal walczą o podwyżki dla całej grupy zawodowej, bez względu przez kogo są zatrudnieni. Ministerstwo wydało rozporządzenie, w którym NFZ ma wypłacić szpitalom środki na podwyżki dla ratowników. Niestety, będą to kwoty za okres od lipca 2017 roku do grudnia 2018 roku. Po tym czasie wynagrodzenia wrócą do poprzedniego poziomu.
- Pielęgniarek jest 250 tys., nas dziesięć razy mniej. Im przyznano po 1,6 złotych, nam dwa razy mniej. Nie rozumiem, ja w takiej sytuacji ministerstwo może tłumaczyć, że dla kilku tysięcy ratowników w szpitalach nie ma pieniędzy. To jawna dyskryminacja – mówi Roman Badach-Rogowski, przewodniczący związku zawodowego ratowników.