Ryszard Petru nie ma wątpliwości, że plan obecnego wicepremiera i ministra rozwoju Mateusza Morawieckiego nie ma żadnych szans na realizację. Czy wziąłby ministra do swojego gabinetu? – Oczywiście, że nie. To jest sympatyczny człowiek. Nie wyobrażam sobie, żeby u mnie w rządzie pracował ktoś, kto tylko zrobił prezentację i wmówił Polakom, że będą to jeść. Nikt na świecie nie wyżywił się prezentacją komputerową - mówi Ryszard Petru.
Zobacz także: Olejniczak powrócił. Były szef SLD idzie do Alior Banku
Główne postulaty? To de facto powtórzenie obietnic z kampanii wyborczej: wprowadzenie zasady Wilczka - co nie jest zabronione, jest dozwolone. Na dodatek na początek Petru planowałby reformę systemu podatkowego i uspokojenie sytuacji politycznej. Zdaniem Petru, zagraniczni inwestorzy boją się polskiego rynku i nie mają ochoty u nas inwestować.
- Trzeba wprowadzić przewidywalne reguły gry. Na przykład nie może być tak, że raz się tworzy, a raz zamyka gimnazja. Nie może być tak, że jeden rząd wprowadza Otwarte Fundusze Emerytalne, a drugi rząd je likwiduje. Musi być jakaś trwałość i przewidywalność - mówi Ryszard Petru.
W kwestiach finansowania budżetu Petru chciałby wprowadzić zasadę zrównoważonego budżetu. W tej sprawie Nowoczesna już złożyła projekt ustawy, jednak ugrzązł on w sejmie. - Mogę zadeklarować, że za moich rządów Polacy nigdy nie wpadną w pułapkę zadłużenia - obiecuje podczas rozmowy.
Źródło: Money.pl