Nowe przepisy, nad którymi pracuje Sejm, zakładają, że pracodawcy będą mieli obowiązek podania w ogłoszeniu informacji o proponowanym, minimalnym wynagrodzeniu. Resort pracy i wszystkie ugrupowania poparły pomysł nowelizacji Kodeksu Pracy. Problem w tym, że nikt nie zwrócił uwagi na lukę prawną, którą zawiera projekt: z łatwością będziemy mogli poznać zarobki naszych sąsiadów.
- Widzimy ofertę pracy z zarobkami i już wiemy ile zarabia się w danej firmie na danym stanowisku – tłumaczy Patryk Wachowiec, analityk prawny Forum Obywatelskiego Rozwoju. - Nietrudno będzie te fakty połączyć z osobą, której wynagrodzenie chcemy poznać. Wystarczy sprawdzić, np. na Facebooku, gdzie pracuje i wszystko jasne. My, jako FOR, od początku przestrzegaliśmy, że projekt jest zbyt ogólny. W Kanadzie np. wszystkie osoby pełniące funkcje publiczne co miesiąc pokazują pasek ze swojej wypłaty, ale to osoby publiczne, a nie prywatnie pracujący obywatele – dodaje Wachowiec.
Jawność wynagrodzeń w Polsce to wciąż temat tabu. Choć skutecznie funkcjonuje w innych krajach, jak np. Norwegii, gdzie każdy może sprawdzić każdego, to – jak zauważają eksperci – Polacy nie są na to gotowi.
- Kraje takie jak Norwegia przywiązują większą wagę do rzeczy niematerialnych. My zaś żyjemy wciąż w erze post-materializmu. Nasz status społeczny zależny jest naszych zarobków. W ten sposób oceniamy innych – wyjaśnia dr Justyna Sarnowska, socjolog Uniwersytetu SWPS. Zaznacza jednak, że wyraźne podanie pensji w ofertach o pracę ma swoje plusy. - Dzisiaj pracodawcy oczekują, że to my powiemy, ile chcemy zarabiać. Wstydzimy się, zwłaszcza kobiety, że podamy za wysoką stawkę i zaniżamy ją, co w żaden sposób nie sprzyja zarobkom na rynku pracy. Wprowadzenie jawności wynagrodzeń w ofertach wymusi na pracodawcach polepszanie warunków finansowych dla pracowników – ocenia dr Sarnowska.