Donald Trump podpisał rozporządzenie, zgodnie z którym Stany Zjednoczone Ameryki Północnej wprowadzają cło na import stali i aluminium na swoje terytorium (odpowiednio 25 i 10 proc.). Unia Europejska natychmiast odpowiedziała, że gotowa jest przygotować listę towarów z USA, które także zostaną objęte dodatkowymi cłami. Tu, w kolejnej odpowiedzi, Stany Zjednoczone mogą nałożyć kolejne obostrzenia, tym razem wobec importu pojazdów z UE.
- Ameryka stracić na tym nie straci, bo jest krajem samowystarczalnym – zaznacza prof. Krzysztof Obłój z Akademii Leona Koźmińskiego. - Nie będzie to miało wielkiego znaczenia ekonomicznego, za to ogromne znaczenie polityczne, bo taki był cel tych działań.
ZOBACZ: Groźby Gazpromu: W Europie zacznie brakować gazu!
Na liście towarów „zakazanych" przez UE nieoficjalnie mają znaleźć się m.in. masło orzechowe, sok pomarańczowy, jachty, motocykle oraz dżinsy. Wartość tych produktów ma sięgnąć ok. 2,8 mld euro. Jeżeli na te cło odpowie USA dodatkowym opodatkowaniem importowanych samochodów, stracą na tym, na początku, przede wszystkim Niemcy. Takie przeciąganie liny nie może dobrze wróżyć.
- Sto lat temu też mieliśmy wojny celne, na których, de facto, Polska wyszła marnie. - Porównuje prof. Krzysztof Obłój. - Teraz takie nakładanie kolejnych ceł grozi nam, w ciągu kilku lat, kolejnym wielkim kryzysem. W dzisiejszych przepychankach zaś ucierpi Brazylia i UE. Stany Zjednoczone, jeszcze raz podkreślę, są krajem samowystarczalnym