Kobieta pracowała w magazynie w podpoznańskich Sadach. Pewnego dnia została wezwana do biura działu HR, gdzie miała się dowiedzieć, że okradała magazyn. - Nie chcieli mi powiedzieć, co to za produkt ani kiedy miał zaginąć - tłumaczy w rozmowie z Onetem. - Kiedy o to pytałam, powiedzieli, że ja już dobrze wiem, co to było i nie muszą mi się tłumaczyć. Z nerwów się poryczałam. Nie miałam pojęcia, o co chodzi - wspomina i dodaje, że dostała wybór - albo podpisze porozumienie stron, rozwiązujące umowę ze skutkiem natychmiastowym, albo otrzyma dyscyplinarne wypowiedzenie. Kobieta podpisała porozumienie.
Jak twierdzi w rozmowie z Onetem miała zostać zaprowadzona do szatni, gdzie w obecności pięciu mężczyzn została przeszukana. - Sprawdzili wszystko, co miałam w plecaku, wszystkie kieszenie w kurtce, czapkę. Kazali mi nawet zdjąć buty i skarpetki. Oczywiście nic nie znaleźli. Dopiero wtedy mnie puścili - mówi kobieta i dodaje "Zostałam fałszywie oskarżona". - Czuję się z tym okropnie. Nie mogę spać. Byłam u lekarza, jestem na lekach uspokajających. Cały czas myślę, co to w ogóle mogło być - mówi.
Onet próbował uzyskać informację od Amazona. "Pragniemy podkreślić, że musimy podejmować odpowiednie kroki, gdy dostrzegamy dowody niewłaściwego postępowania" - odpisało portalowi biuro prasowe Amazona. Kobieta, która opisała swoją historię portalowi Onet mówi, że słyszy od znajomych, że popełniła błąd podpisując porozumienie, ale jednocześnie zaznacza, że to było "zastraszanie pracownika".