500 plus to świadczenie, z którego korzysta wiele polskich rodzin mających potomstwo w wieku do 18 lat. Sztandarowy program PiS miał przede wszystkim zwiększyć dzietność w Polsce. Niestety, dane Głównego Urzędu Statystycznego niepokoją. Według najnowszych informacji, w Polsce więcej osób umiera, a mniej się rodzi. Oznacza to, że dodatkowy zastrzyk gotówki nie spowodował, że obywatele chętniej decydują się na powiększenie rodziny. Co więcej, panująca od lat inflacja sprawia, że 500 zł z 2016 r., kiedy uruchomiono program rodzinny, w rzeczywistości ma niższą wartość. Wobec rosnących wydatków na usługi i zakupy rodzice tak naprawdę dostają nie po 500 zł na dziecko, lecz po 450. Świadczeniobiorców interesuje więc kwestia, czy 500 plus będzie podwyższone. Od niemal dwóch tygodni media informują, że za dwa lata, czyli tuż przed wyborami, rząd planuje waloryzację 500 plus. Portal businessinsider.pl poprosił więc ekspertów o wyliczenie, ile pieniędzy będzie kosztowało państwo 500 plus, jeśli rząd zdecyduje się na jego podwyższenie.
ZOBACZ: Pieniądze, presja, życie zawodowe. Czy łatwo wychowywać dziecko w Polsce? Szokujące dane
Według Aleksandra Łaszka, głównego ekonomisty Forum Obywatelskiego Rozwoju, mimo że świadczeniobiorcy 500 plus mocno tracą przez obniżkę wartości pieniądza, są jednak tego plusy - ulga dla finansów publicznych i podatników. Jak wskazuje, rząd przy wyborze wskaźnika waloryzacji dla 500 plus, może przyjąć dwa warianty. Mowa o nominalnym wzroście PKB lub inflację. Ekspert FOR wskazał, że w przypadku przyjęcia za punkt odniesienia inflacji, to waloryzacja świadczenia wyniosłaby prawie 9 procent. Jeśli punktem odniesienia stałby się nominalny wzrost PKB, to świadczenie musiałoby wzrosnąć aż o 29 proc. Łaszka policzył też, jak to przełoży się na budżet państwa.
- Ile to kosztowałoby w miliardach złotych? W pierwszym wariancie 3,7 mld zł, w drugim prawie 12 mld zł. Znacznie ważniejsze pytanie brzmi – czy warto? Moim zdaniem zdecydowanie nie. Program już stanowi bardzo duże obciążenie dla finansów publicznych, a jednocześnie największym beneficjentem są najbogatsi. Według szacunków CenEA prawie 1/3 pieniędzy z programu trafia do 20 proc. najbogatszych gospodarstw domowych. Czy chcemy podnosić podatki, by zwiększyć transfery do lepiej zarabiających? Jednocześnie program nie realizuje stawianego celu wzrostu dzietności - choć liczba urodzeń w przeliczeniu na kobiety w wieku rozrodczym wzrosła, to podobne zjawisko obserwujemy w krajach regionu, które bynajmniej nie zwiększyły tak wydatków - mówił ekonomista w rozmowie z portalem.