Media nie od dzisiaj piszą o bezpieczeństwie energetycznym. Zatroskani dziennikarze wróżą Polsce katastroficzny scenariusz, w którym prądu nie starczy dla wszystkich. Czy blackout może stać się faktem jeszcze w tym roku?
W ubiegłe wakacje centra handlowe i biurowce wyłączały klimatyzację, gasiły światła w hallach i na korytarzach, zatrzymywały schody ruchome oraz windy. Musieliśmy oszczędzać energię elektryczną, ponieważ nie byliśmy przygotowani na upały. Czy w tym roku ponownie zapanuje ciemność? Niektórzy są zdania, że jest to prawdopodobne już wczesną jesienią.
Przeczytaj również: Zielone światło dla zielonej energii
Jak podaje Rzeczpospolita, we wrześniu nasza rezerwa mocy będzie wynosić zaledwie 2,8 GW. To mniej niż w pozostałych miesiącach tego roku i dużo poniżej krajowego zapotrzebowania, które wynosi ok. 4,5 GW. Zakładając, że nastąpi powtórka z ostatnich wakacji, a przedłużające się upały będą szły w parze z wysychającymi zbiornikami wodnymi i niskim stanem rzek, powinniśmy przygotować się na czarny scenariusz.
Właśnie w tym miejscu upalna pętla się zaciska. Woda potrzebna jest do schładzania bloków energetycznych, czyli turbozespołów powiązanych z kotłami parowymi. Buduje się je w elektrowniach i elektrociepłowniach. W sierpniu zeszłego roku do pracy zostały przywrócone nawet stare bloki, które wycofano z użytkowania kilka lat wcześniej. Ze względu na brak bezpieczeństwa energetycznego prawdopodobnie będziemy musieli trzymać je w rezerwie jeszcze w tej i następnej dekadzie.
Budowa i modernizacja już istniejących bloków energetycznych wymagają bardzo dużych nakładów inwestycyjnych. Do tego dochodzi tzw. import interwencyjny, który według Polskich Sieci Energetycznych (PSE) w następnej dekadzie sięgnie nawet 300 – 500 MW. Dostawy mogą popłynąć ze Szwecji, Litwy czy Ukrainy. Problem polega jednak na tym, że państwa te wyłączają konwencjonalne elektrownie, a to może oznaczać limity dostaw lub wygórowane ceny prądu.
Zgodnie z polityką PiS w ciągu najbliższych 20 – 30 lat głównym źródłem energii w Polsce będzie węgiel. Pomysłów na odtworzenie potrzebnych nam mocy jest kilka. Mówi się o budowie bloków energetycznych w Ostrołęce, Rybniku i Połańcu, powstaniu elektrowni Czeczot i elektrowni Północ, a także uruchomieniu na początku trzeciej dekady elektrowni jądrowej.
Jeżeli w wakacje znowu nastąpi przerwa w dostawie prądu, tzw. blachout, usunięcie awarii może zająć nawet kilka dni. W 2023 r. z podobnymi niedogodnościami co Polacy mają szansę borykać się Niemcy i Czesi.
Panaceum na blackout stanowią odnawialne źródła energii, np. produkowanej przez wiatraki. Dlatego właśnie UE postuluje przestawienie energetyk na OZE – odnawialne źródła energii. W 2050 r. z tego źródła mogłoby pochodzić nawet 70-80 proc. unijnych zasobów energetycznych. Tymczasem w piątek 20 maja polski parlament znowelizował ustawę ostro krytykowaną przez zwolenników OZE. Nowe przepisy znacznie utrudnią korzystanie z odnawialnych źródeł energii małym gospodarstwom i gminom.
Może zainteresować cię także: We wrześniu grozi nam energetyczna apokalipsa!
Ze względu na dyrektywę UE do 2035 r. z polskiego systemu energetycznego ubędzie 14 – 21 gigawatów. Stanowi to 30 – 50 procent naszych mocy wytwórczych. Do 2025 r. Ministerstwo Energii chce przeznaczyć 40 mld zł na inwestycje, które pozwolą zwiększyć wykorzystanie dostępnych zasobów o 17 – 24 GW. Kto za to zapłaci? Prawdopodobnie podatnicy. Ustawa o OZE przewiduje opłatę przejściową, która pójdzie w górę.
Z raportu PSE wynika, że w latach 2021 – 2035 Polska może zmagać się z dużymi niedoborami mocy, a polskie elektrownie nie będą w stanie zaspokoić naszych potrzeb energetycznych. Przegrzane bloki energetyczne to problem, który najbardziej odczują miasta. Ich zapotrzebowanie na prąd jest największe.
Źródła: biznesalert.pl, polskieradio.pl, nettg.pl. Tokfm.pl