Coaching w biznesie. "Przedsiębiorcy dostrzegli potencjał coachingu"

2018-03-18 22:00

Podobno, co cię nie zabije, to cię wzmocni. Ale czy to zdanie ma zastosowanie także w przypadku biznesu? O tym, jak być skutecznym przedsiębiorcą i o trudnych początkach swojego biznesu opowiada Karolina Cwalina-Stępniak, life&business coach, właścicielka firmy szkoleniowej, autorka bestsellera „Wszystko zaczyna się w głowie".

Coach – to słowo chyba nadal w Polsce budzi sporo emocji.
Karolina Cwalina-Stępniak: Coaching to nie są tanie mowy motywacyjne, jak może się wydawać. Zdecydowanie w mediach nadużywa się tego terminu. To zabawne - dziś mamy coaching motoryzacji, paznokci, szafy, fryzur. Na coachingu zna się przecież każdy. Zaczęli się tym zajmować ludzie bez certyfikatów i dyplomów, po dwóch dniach albo dwóch tygodniach nauki. Tymczasem coach to osoba, która wiele czasu poświęciła na edukację i pracę z klientami indywidualnymi, firmami, ma doświadczenie i wachlarz umiejętności. Sam coaching to pewien proces, który ma na celu odkrycie i wykorzystanie potencjału w ludziach i wytrenowanie umiejętności, które są niezbędne w życiu i pracy. Jest oparty na badaniach, narzędziach i ćwiczeniach, których skuteczność jest przetestowana i potwierdzona.

Czytaj koniecznie: W książkach i e-bookach chodzi o czytanie, ale te drugie są wygodniejsze

Chyba w związku z tym coraz więcej firm i organizacji zaczyna przekonywać się do tej metody. Jakie coaching ma w takim razie zastosowanie w biznesie?
Usłyszałam kiedyś od pewnej właścicielki bardzo dużej firmy, że w korporacji, w której pracowała wcześniej, coaching dawano za karę! Na szczęście dziś takie podejście już praktycznie nie jest spotykane w firmach. Przedsiębiorcy dostrzegli potencjał coachingu, bo zrozumieli, że z jego pomocą są w stanie zwiększać zyski przy jednoczesnej poprawie samopoczucia i zaangażowania pracowników. A dziś oddany, dobry pracownik jest na wagę złota. W Stanach warsztaty i szkolenia coachingowe w firmach są na porządku dziennym. W Polsce pracowałam już z największymi graczami m.in. z branży telekomunikacyjnej, energetycznej czy medialnej. Coaching w biznesie usprawnia procesy działania organizacji, komunikację, pozwala dostrzec i w pełni wykorzystać potencjał pracowników, lepiej zarządzać czasem, zwiększa efektywność pracy, uczy budować relacje w grupie.

Czy ta metoda sprawdzi się w przypadku mniejszych przedsiębiorstw albo jednoosobowych działalności, freelancerów, pracujących projektowo, których jest przecież coraz więcej?
Prowadzenie własnej działalności albo freelance, czyli praca na własny rachunek i nazwisko, jest pod wieloma względami dużo trudniejsza niż praca na etat. Mam mnóstwo klientów, którzy uciekali od pracy w korporacji do raju, jakim miała być własna działalność. Jednak taki sposób pracy wymaga ogromnej determinacji, nakładu pracy i czasu. Wymaga też rozwinięcia zupełnie innych kompetencji niż praca na etat. Trzeba mieć naprawdę dobrze wybrany model biznesowy i długoterminowy plan działania, a przede wszystkim konsekwencję w jego realizacji i bardzo dużo samodyscypliny. Często (zwłaszcza na początku) nie ma regularnych zysków, są za to regularne koszty. Łatwo więc się zniechęcić. Coach może wspierać we wszystkich tych aspektach – od opracowania planu biznesowego, wyznaczenia i realizacji celów, przez organizację czasu pracy po trening samodyscypliny i motywacji.

Zobacz też: Łatwiej będzie zwolnić kobietę w ciąży? Tak może wyglądać nowy Kodeks pracy

Ty sama pracujesz takim trybie, bo prowadzisz własną firmę. Na czym dokładnie polega twoja działalność?
Pracuję jako life&biznes coach – prowadzę indywidualne konsultacje, szkolenia firmowe, warsztaty w całej Polsce, organizuję wyjazdy motywacyjne. Jestem też wykładowczynią na Politechnice Białostockiej. Publikuję, występuję w mediach i biorę udział w akcjach komercyjnych jako ekspert w zakresie coachingu i rozwoju osobistego. Kiedy zaczynałam, robiłam to wszystko w pojedynkę. Sama odpowiadałam za pozyskiwanie klientów, współpracę z firmami, organizację wydarzeń, promocję i oczywiście za samo szkolenie klientów. Dziś mam już zespół ludzi, którzy mnie wspierają w pobocznych sprawach, choć nie jest to proste, bo jestem control freakiem i perfekcjonistką.

Ale poza robieniem tych wszystkich rzeczy, o którym mówisz, wydałaś też ostatnio książkę „Wszystko zaczyna się w głowie", którą oparłaś na własnej historii. Bo to właśnie coaching pomógł ci ułożyć sobie życie od nowa po ciężkiej chorobie.
Nic nie zapowiadało mojej choroby. Nagle w ciągu jednego miesiąca przytyłam bez powodu 10 kg, potem kolejne. Byłam zwykłą nastolatką, a nagle okazało się, że ważę prawie 130 kg. Lekarze nie potrafili postawić diagnozy. Zamiast na leczenie wysłali mnie na turnus do „sanatorium dla grubasów" w Kołobrzegu. Upokarzające doświadczenie, kiedy instruktor z kijem w ręku gania cię po plaży nie kilometr czy dwa a dziesięć, a to i tak nie pomaga. Dopiero później okazało się, że mam guzy na nadnerczach. Przeszłam bardzo uciążliwe i wyniszczające leczenie, operacje. Miałam 22 lata, czułam się fatalnie, nie miałam energii ani siły do czegokolwiek. Wtedy wyjechałam na studia do Marsylii, gdzie poznałam coaching. Przeszłam proces coachingowy, a potem sama zapisałam się do jednej z najbardziej prestiżowych szkół coachingu, kanadyjskiego Erickson International College. Dzięki temu rozpoczęłam ścieżkę akredytacji w International Coach Federation - największej organizacji światowej zrzeszającej profesjonalnych coachów. Dzięki samozaparciu i dyscyplinie, które wytrenowałam w swoim procesie, udało mi się zrzucić ponad połowę swojej wagi i założyć swój upragniony biznes.

Sprawdź również: Idziesz na rozmowę o pracę? Przygotuj się na te pytania

Ale problemy nie dały na długo o sobie zapomnieć... Z problemami zdrowotnymi borykasz się do dziś. Jak to wpływa na twoją pracę, biznes?
Rzeczywiście, choruję na insulinooporność. Przez tę chorobę do dziś borykam się z problemami z wagą. Od jednej z klientek usłyszałam kiedyś, że na zdjęciach wyglądam bardzo ładnie, ale w rzeczywistości jestem zwyczajnym grubasem, a jako coach powinnam być przecież wysportowana i szczupła. Wypytywała innych uczestników moich warsztatów, czy przypadkiem mój narzeczony też jest gruby. A kiedy już ustaliła, że narzeczony - aktualnie już mąż - jest bardzo przystojny, dziwiła się, co w takim razie robi ze mną.

Jak sobie poradziłaś z tą sytuacją?
Pierwszy raz w życiu spotkałam się z takim przejawem hejtu. Tamte warsztaty, to moja trauma. Na szczęście mam wspaniałą współpracowniczkę, która przejęła na siebie ich dalsze poprowadzenie. Ja nie byłam w stanie, bo to po ludzku bolało. Zbierałam się przez jakiś czas, ale przepracowałam to. Dziś mogę spokojnie powiedzieć, że te słowa nic we mnie nie zmieniły. Wiem, czego chcę i nadal konsekwentnie to realizuję. Od tamtego czasu moja firma rozrosła się jeszcze bardziej. Pracuję nad kolejną książką i rewolucyjnym projektem digitalowym. Z doświadczenia wiem, że co cię nie zabije, to cię wzmocni. I w życiu, i w biznesie.


Rozmawiała Małgorzata Krześniak

Najnowsze