Na Zachodzie kino dla najmłodszych przynosi milionowe zyski. W Polsce filmy fabularne dla młodych właściwie nie istnieją. A 7-15-latki to najlepsza biznesowo grupa i opłaca się inwestować w kulturę specjalnie dla nich. Rozmawiamy z Agnieszką Drzewiecką-Protić i Anną Stadnik, pomysłodawczyniami i dyrektorkami warszawskiego festiwalu Kino w trampkach.
Jedna z Was skończyła zarządzanie i marketing, druga ekonomię. Skąd w tym zestawieniu wątek filmowy?
Anna: Jesteśmy po marketingu i ekonomii, ale od początku naszej kariery zawodowej konsekwentnie działałyśmy przy filmie. W różny sposób, ale bez przerwy blisko filmów. Wiedziałam, że muszę pracować w filmie, bo tylko film mnie kręcił.
Zobacz też: Super Biznes: Zmień dostawcę energii
Dlaczego zdecydowałyście się w takim razie akurat na festiwal filmowy dla dzieci?
Anna: Jeżdżąc na zagraniczne festiwale, mimo ogromu pracy zawsze znajdowałam czas, żeby obejrzeć filmy dla dzieci. Oczywiście wtedy nie miałam pojęcia, że będę robić dla nich festiwal. Musiałam do tego dojrzeć. Gdy człowiek kończy studia, przede wszystkim chce być dorosły i chce robić dorosłe rzeczy. Dopiero w pewnym momencie pojawiła się potrzeba oddania tego, co dostałam w dzieciństwie. Tak naprawdę postanowiłyśmy, że zrobimy ten festiwal już w 2012, tylko musiałyśmy się rozpędzić i dobrze wszystko przemyśleć. Co innego "czuć", a co innego nazwać i uruchomić taki kulturalny start-up.
Kino dla dzieci jest w Polsce ignorowane?
Anna: Ignorowane to może za duże słowo, ale w porównaniu z innymi krajami europejskimi i nie tylko jest generalnie niedostępne. Nie ma zróżnicowanego repertuaru, który respektowałby potrzeby różnych grup wiekowych. Od lat 80. nastąpił drastyczny spadek takich produkcji, a młody widz został zepchnięty w objęcia superprodukcji, jakby nic innego nie było. A ja będąc na tego typu festiwalach w innych krajach, widziałam, ile fantastycznych filmów powstaje i one do nas w ogóle nie docierają.
Dlaczego?
Anna: W Polsce filmy dla dzieci wprowadza się na licencji familijnej: żeby mogli je obejrzeć przedszkolak i jego starsze rodzeństwo, rodzice i może jeszcze dziadkowie. Szuka się takich filmów, żeby móc je chociaż dostosować w dubbingu pod dorosłego odbiorcę. Dubbing jest kosztowny. Tak samo jak duże kampanie marketingowe.
Agnieszka: Dystrybucja filmów dziecięcych jest kosztowna, ale jest to już dobrze przetarty szlak. Wprowadza się animacje, dubbing w obsadzie gwiazdorskiej plus duża kampania marketingowa. Kino fabularne dla młodego widza wymaga innego sposobu dotarcia. Filmy, które pojawiają się w Polsce, to duże międzynarodowe superprodukcje. Zawsze mnie zastanawiało i pytałam, czemu w Polsce nie wprowadza się filmów fabularnych dla młodych, i za każdym razem padała odpowiedź: że w Polsce nie ma takiego zapotrzebowania i rynku.
Zobacz też: Super Biznes: Sukces oparty na współpracy
Jak to nie ma?
Agnieszka: U nas po prostu albo chodzi się na filmy animowane, albo wkraczamy już w młodzież aspirującą, która chodzi na filmy dla dorosłych. Ten rynek jest więc zupełnie zaniedbany, a właściwie nie istnieje. Najmłodsze dzieciaki mają w Polsce bajki, ale ludźmi w wieku 7-15 mało kto się interesuje.
Czy w takim razie nie ma w tej grupie potencjału biznesowego?
Anna: Jest, i to wielki. W ubiegłym roku pokazywałyśmy francuski film, który był nominowany do Oscara - "Ernest i Celestyna". Ten film jest przepiękny, ale jest naprawdę dla małych dzieci, 5-7 lat. Dlatego nie wszedł w Polsce do kina - był dla zbyt wąskiej grupy odbiorców. Co nie oznacza, że nie warto pracować z filmami dla węższej grupy odbiorców. Może nie przyniosą one milionych dochodów, ale też nie będą wymagały milionów na promocje. Bilans i tak wyjdzie na plus.
Czyli kino dla najmłodszych to raczej misja niż wartość biznesowa?
Agnieszka: To najlepsza biznesowo grupa, głównie animacje robią średnio około 300 tys. box office'ów, co właściwie w przypadku kina popularnego zdarza się w wyjątkowych przypadkach.
Anna: W krajach, w których niejako odgórnie narzucony jest jakiś procent produkcji dla dzieci, jak np. Dania czy Holandia, to te filmy robią też mega box office'y. Powstają przeważnie "dwójki" i "trójki". To pokazuje, jaki potencjał jest w tych dzieciakach. W Polsce brakuje tylko pomysłu na wykorzystanie filmów fabularnych dla dzieciaków.
W Polsce nadal pokutuje przekonanie, że kultura to przede wszystkim misja, więc nie opłaca w nią inwestować?
Agnieszka: Kultura jest misją, ale film jest najbardziej komercyjną częścią kultury. Przynosi też największe pieniądze. Multipleksy mają duże obroty i sieci kin cały czas się rozwijają. W tym kontekście kino jest świetnym biznesem.
Byłyście zadowolone z frekwencji na zeszłorocznym festiwalu?
Agnieszka: Byłyśmy miło zaskoczone. Ale jeszcze ważniejszy jest fakt, że te dzieciaki, które były na pierwszej edycji, zamierzają już być na tegorocznej. Już się dopytują i czekają. To jest fantastyczne i motywujące. One się w tym kinie świetnie odnalazły. Syn naszego znajomego nawet zaczął używać sformułowania, że jakiś film jest "trampkowy", a inny nie. To niesamowite.
Zobacz też: Super Biznes - Jak zdobyć koncesję na alkohol
Właśnie, a skąd ta nazwa?
Anna: A z czym tobie kojarzą się trampki?
Z przygodą, luzem, bezpretensjonalnością.
Agnieszka: To właśnie kojarzy nam się z fajnym dzieciństwem. Długo myślałyśmy nad nazwą i chyba finalnie na trampki padło, kiedy oglądałyśmy zdjęcia z innych festiwali i zobaczyłyśmy, że wszystkie dzieciaki siedzą tam w trampkach i wszystkie mają wypisaną przygodę na twarzy. Ta nazwa ma już swoje anegdoty. Dzieciaki pytają nas np., czy mogą przyjść w innych butach niż trampki (śmiech).
Skąd wziąć środki na takie imprezy? Dotacje? Sponsorzy?
Agnieszka: Potrzebni są i sponsorzy, i dotacje chociaż i o jedno, i o drugie ciężko. Przy festiwalu trampkowym to też ogromna praca wolontariacka i gdyby nie zaangażowanie wielu ludzi, nie byłoby szansy na jego realizację. Festiwal w dużej mierze ciągnie więc idea i entuzjazm. Wątek finansowy jest bardzo trudny. Tak jak wcześniej Ania wspomniała, jesteśmy start-upem. Nie stoi za nami żadna wielka struktura organizacyjna, jesteśmy ludźmi pasji. Tym bardziej cieszymy się, że uwierzyli w nas tegoroczni mecenas i partner strategiczny. Wiemy z rozmów, że to nie tylko wsparcie kultury, ale celowe działanie biznesowe.
Wydawałoby się, że tak pozytywna impreza to idealne miejsce dla sponsorów.
Anna: Inwestowanie w kulturę to oczywiście proces długofalowy, zysk i 120-procentowy zwrot nie jest widzialny w pierwszych latach, ale kultura w zupełnie inny sposób wsiąka w człowieka. Obcowanie z markami w okolicznościach, w których dziecko coś przeżywa, ogląda filmy, które poruszają jego emocje i wspomnienia, sprawia, że tę firmę będzie kojarzyło się z przeżyciem. To nieocenione. Tego typu festiwale na świecie to wielkie imprezy i chcemy, żeby tak stało się też w Polsce.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail